Przy okazji “Venoma” ludzie starający się na siłę bronić jakości tej produkcji, podnoszą argumenty które niesamowicie mnie irytują. “Przecież to postać z kreskówki, nie wszystko musi mieć sens”. “Nie możemy wymagać wielkiego scenariusza, to ma być przede wszystkim rozrywka”. Wpadłem ostatnio przypadkowo na film “Człowiek, który gapił się na kozy” i jest to świetny przykład, jak przy nawet najbardziej absurdalnej historii, można przemycić ciekawy scenariusz i spójny świat, w którym nic nam nie zgrzyta podczas oglądania.
Film ma świetną obsadę i aktorzy mają duże pole do popisu. Nie są to jakieś powalające występy ale wszyscy trzymają dobry poziom. Wybija się na pewno Kevin Spacey, mimo że ma niewiele czasu, kradnie show kiedy tylko pojawia się na ekranie. Zamiast jakiejś brutalnej ekspozycji dostajemy retrospekcje w których narracje prowadzi nasz główny bohater. Dzięki temu prostemu zabiegowi tempo w filmie nie siada ani na chwilę. Jeśli umiecie i lubicie czytać między wierszami to “Człowiek, który gapił się na kozy” jest dla was. Jak to w ogóle ma się do Venoma??
“Przecież to postać z kreskówki, nie wszystko musi mieć sens”
Twórcy ze studia Sony, nie wykazali żadnej konsekwencji w tworzeniu świata. W laboratorium symbionty powodują śmierć nosicieli, jeden z nich nawet sam przez to umiera. Z drugiej srony dostajemy Venoma, który skacze sobie z Eddiego na jego dziewczynę i psa bez żadnych konsekwencji. A na dodatek w Malezji, Riot spędza 6 miesięcy w rannej, starszej kobiecie idąc na lotnisko. Ciężko mi też uwierzyć, że korporacja wysyłająca promy w kosmos nie ma monitoringu !? Pomijając już fakt tej gafy z linią czasową, to nic tu się nie trzyma kupy. Za to “Człowiek, który gapił się na kozy”, mimo że proponuje świat pełen absurdu i rzeczy niemożliwych z naszego punktu widzenia, to robi to w sposób tak spójny, że po paru minutach wiemy czego możemy się spodziewać. Reżyser nie wciska co chwilę wydarzeń, zaprzeczających poprzedniej scenie. Nie każdy świat stworzony na potrzeby filmu musi mieć sens z perspektywy naszego, ale brak konsekwencji w jego budowaniu, może przeszkadzać w oglądaniu.
“Nie możemy wymagać wielkiego scenariusza, to ma być przede wszystkim rozrywka”
Mówcie co chcecie, ale “Venom” to film o niczym. Próbuje się nam sprzedać Eddiego Brocka, jako bohatera skrzywdzonego przez złą korporacje. Jednak on sam jest wszystkiemu winny, więc ciężko się z nim utożsamiać. Jego relacje z symbiontem też nie są na tyle zarysowane, by nieść w sobie jakiś morał. Motywacje antagonisty również nie mają sensu. Po prostu jeden wielki burdel. “Człowiek, który gapił się na kozy” mimo dużo luźniejszego klimatu, niesie w sobie kilka ciekawych motywów. Mamy dziennikarza po rozwodzie, próbującego udowodnić ex-małżonce swoją wartość. Żołnierza, który zaprzedał swe ideały i poszukuje odkupienia i czarny charakter napędzany zazdrością. Proste i uniwersalne historie, jednak sprawiające że film nas angażuje.
Jeśli podobał Ci się “Venom”, to nie mam zamiaru Cię przekonywać że nie masz racji. Chcę tylko pokazać, że nawet przy najbardziej absurdalnej konwencji można, a nawet trzeba, opowiedzieć ciekawą historię i stworzyć spójny świat.