Technika, która poprawi Twoje wystąpienia publiczne | worldmaster.pl
#

Wystąpienia publiczne, to temat mega szeroki, ale ostatnio coraz bardziej zacząłem podchodzić do niego tak, by nie wymyślać nie wiadomo jak skomplikowanych technik, ale wrócić do korzeni. Tak, by wystąpienie było inspirujące i interesujące. Natrafiłem wtedy na jedną starożytną poradę, którą podawał jeszcze Arystoteles i którą postanowiłem sprawdzić i wdrożyć. Okazało się, że jakość moich wystąpień podniosła się już po pierwszym razie.

Chodzi oczywiście o arystotelesowską trójcę: etos, patos i logos. W skrócie, aby ludzie chcieli Cię słuchać, powinieneś zapewnić te właśnie trzy elementy w swoich wypowiedziach. Rzeczy takie jak mowa ciała, czy przerywniki, stres podczas wystąpień schodzą na drugi plan. Najważniejsze są etos, patos i logos. No dobra, ale o co w zasadzie chodzi?

Etos

Etos, to ta część wystąpienia, która odpowiada za budowanie autorytetu. Czy jesteś faktycznie odpowiednią osobą, na odpowiednim miejscu? Z jakiej racji słuchacze mają Cię wysłuchać? Jeśli chcesz ustanowić etos na samym początku, to powinieneś podać kilka informacji o sobie. Takich które podbudują Twój wizerunek, ale jednocześnie nie będą przechwalaniem się. Przedstawienie się w dobrym świetle to to, o co nam chodzi.

Patos

Patos odpowiada za emocje. Już tworząc grywalizację projektów na początku kariery szybko zauważyłem, że ludzie skupiają się o wiele lepiej na dowolnej czynności jeśli towarzyszą jej emocje. Coś musi ich porywać. Idealnym narzędziem do wywoływania emocji jest opowiadanie historii, czyli storytelling. Angażująca opowieść, z której z kolei wynika jakaś mądrość, to w moim odczuciu idealny sposób na to, by wkręcić kogoś w swoje wystąpienie. Aby natomiast opowiadać dobre historie, trzeba wiedzieć jak mogą one wyglądać, a w tym pomóc może choćby Gra Storytellingowa – „Bohaterowie”.

Logos

Czyli merytoryka. Wiedza. Twarde dane i statystyki. Co ciekawe, nie powinno ich być za wiele, a niestety to najczęstsza bolączka wystąpień. Masz do zaprezentowania jakąś czystą wiedzę, albo raport, albo inne tabelki. Przecież to jest nudne jak flaki z olejem, a jednak jak trzeba, to trzeba. Niestety, wystąpienia opierające się tylko na podstawie wiedzowej szybko stają się nieciekawe i trudno się na nich skupić, co dopiero zainteresować nimi i zapamiętać z nich cokolwiek. Dlatego, moja porada jest taka, by nie przesadzać z logosem. By było go trochę mniej (jednak) niż patosu.

Procentowo rozmieściłbym to tak, że w ciągu całego Twojego wystąpienia:
etos – 10%
patos – 50%
logos-40%

Planując wystąpienie w ten sposób masz naprawdę większe szanse na to, że odbiorca naprawdę zapamięta te 40% merytoryki. Serio, lepiej jest czasem odpuścić z pakowaniem wiedzą, a dać sobie i innym czas na przetrawienie i skomsumowanie tego, co przekazujesz poprzez prowadzenie wypowiedzi emocjami.

Podsumowując: pamiętaj o etosie, zluzuj z logosem, daj więcej patosu (emocji!!!),  a Twoje wystąpienia będą o wiele lepsze już na starcie.

Filantropów – osoby, które uwielbiają pomagać – można pobudzać na wiele sposobów.

ostatnim moim filmie na YT opowiadałem o tym, że jako wolontariusze, ta grupa osób odnajduje się świetnie, np. w kontekście krwiodawstwa. Osoby, które chętnie pomagają innym, dbają o otoczenie i starają się naprawić świat. Skoro już wiemy czym charakteryzuje się ten typ grywalizacyjnego gracza, możemy przejść do konkretów. Jakimi konkretnymi technikami growymi możemy dotrzeć do filantropów? Przedstawiam 5 propozycji.

5 technik motywowania filantropów, grywalizacja w filantropii, motywowanie filnatropów, jak motywować filantropie

Narracja

Jeśli w Twój projekt zaangażowani są filantropi, oznacza to, że Twoje działanie musi nieść za sobą pewną wartość narracyjną. To nie może być zwykłe, bezsensowne działanie, jak praca na taśmie, czy przekładanie papierów, które robisz, bo robisz. Musisz pokazać, że w tym wszystkim chodzi o coś więcej. Musisz zakomunikować narrację. Niech Twój projekt dotyczy naprawiania (części) świata. Pokaż, że dzięki czyjejś pracy, ktoś inny ma lepsze życie (charytatywność). Jeśli z jakichś powodów przedstawienie takiej historii nie jest możliwe, wymyśl ją. Opracuj fikcję, oderwaną od rzeczywistości, która i tak da filantropom przyjemność. Możesz np. powiedzieć Filantropom, że sortując dokumenty biorą udział w grze. Muszą uratować królestwo przed wszechogarniającym dyktatorem Chaosem. Im mniej bałaganu w papierach, tym bardziej pokonujemy Chaos. Niby prosta sprawa, ale potrafi naprawdę wkręcać ludzi w działąnie, o czym opowiadał choćby Tomek w jednym z gościnnych odcinków.

Monitoring

Filantropi uwielbiają troszczyć się o innych i pomagać im. Dlatego warto dać im coś, nad czym mogliby trzymać pieczę. Jeśli to możliwe, nadaj im miano moderatora spotkania/forum, czy administratora grupy. Niech będą odpowiedzialni za coś. Zobaczysz, że nawet pomimo pierwszych uprzedzeń, będą wykonywać tę pracę z zaangażowaniem. Więcej o technice monitoringu dowiesz się m.in. z mojego kursu grywalizacji online.

Dostęp (Access)

Jeśli w Twoim projekcie możesz mieć „dostęp tylko dla wybranych” i chcesz pobudzić zaangażowanie FIlantropów, to wdrożenie tej techniki jest odpowiednią metodą. Ograniczone grupy testerskie. Podręcznik topowego wolontariusza. Ukryte opcje pozwalające na większe zaangażowanie (i korzyści) z projektu. To tylko przykładowe sposoby, jakich możesz użyć.

Zestaw kolekcjonerski

O tej technice opowiadałem już w filmie o grywalizacji w krwiodawstwie jednak jest tak dobra, że warto ją wspomnieć jeszcze raz. Nie tylko filantropi, ale i osoby z inną motywacją wewnętrzną często kuszą się na zbieranie czegoś, bo patrząc na kolejne zbierane elementy czują satysfakcję. Osobiście korzystam z tej techniki oferując grę podczas spotkań Smakuj Lubelskie, gdzie gracze zbierają kolejne pieczątki za wykonane zadania.

Obdarowywanie

Jeśli Filantrop musi wykonać trudne zadanie, by w zamian dać komuś innemu prezent – zrobi to. Klucz w obdarowywaniu leży właśnie w wadze pracy jaką trzeba było włożyć zanim mogliśmy komuś coś dać. Im większa praca, tym większa nagroda dla obdarowywanych. Nie zapominajmy jednak, że nie mogą to być zbyt trudne rzeczy. Aby wszystko działało musi istnieć realna możliwość wykonania zadania, o czym mówiłem np. w tym materiale.

motywacja filantopów motywowanie filantropii

To są moje propozycje. Tak samo jak sama typologia gracza, która wyróżnia Filantropa, zostały zainspirowane pracą Andrzeja Marczewskiego z gamificationUK.

Na koniec pytanie. Czy znacie projekty, gdzie Filantropi – osoby pomagające innym – stanowią większość? Coś Wam się kojarzy? Dajcie znać w komentarzu\

Zobacz więcej artykułów związanych z tematyką grywalizacji.

Dzisiaj wpis całkiem konkretny, bo będzie to opis techniki grywalizacyjnej – Bodziec. Na pewno słyszeliście o behawiorystyce i eksperymentach Pawłowa z psami. Pawłow zapalał lampkę za każdym razem, gdy karmił psy, więc po jakimś czasie wystarczyło już tylko zapalić lampkę, by psy zaczęły się ślinić, gotowe do jedzenia. Cóż, po lekkiej modyfikacji i próbach zastosowania behawiorystyki w grach, znamy technikę Bodźca, która uruchamia pewne zachowania.

(tekst pochodzi z mojej książki „Gamifikacja – 100 sposobów gamifikacji Twojego biznesu”, którą znajdziesz w zestawie z kursem grywalizacji: https://tworzegry.pl/produkt/grywalizacja-kurs-online/)

BJ Fogg ze Stanford Persuasive Technology zaważył, że aby wywołać w ludziach odpowiednią akcję, muszą zadziać się trzy elementy: 1) musimy czegoś chcieć, 2) musimy mieć ku temu zdolność, 3) musi pojawić się Bodziec.

Gdy bodziec zmusza do działania

W grach ten Bodziec jest często wykorzystywany, by przekonać gracza do wykonania czynności, których normalnie możliwe, że by nie wykonał. Przykładem jest śledzenie gry mobilnej na Facebooku. Już od paru lat najlepsze gry mobilne oferują przycisk śledzenia na FB na głównym ekranie gry, ale prawdziwy Bodziec zachęcający do śledzenia na FB powinien pojawić się gdzie indziej. Np. w grze Best
Fiends nie znajdziemy przycisku do śledzenia na social media, dopóki nie wejdziemy do sklepu wewnątrz gry, chcąc dokupić wirtualną walutę, czyli diamenty. Dopiero tam, oprócz standardowych pakietów diamentów, gracz znajduje call to action „Śledź nas na Instagramie, a dostaniesz 5 diamentów”.

Mamy zatem potrzebę i motywację (gracz chce diamentów), mamy zdolność (kliknięcie nic nas nie kosztuje) i mamy daną możliwość, czyli właśnie Bodziec w postaci przycisku.

Chcąc użyć Bodźca w sytuacji biznesowej, należy dobrze rozeznać motywację klienta. Błędem jest np. wciskanie produktów w promocji do każdego zakupu paliwa na stacjach paliw, ale już o wiele lepszym rozwiązaniem jest proponowanie produktów komplementarnych do tego, co już kupujemy, np. jeśli kupujemy piankę do czyszczenia klimatyzacji, to może zainteresuje nas też środek do czyszczenia tapicerki.

A jak można użyć techniki Bodźca w branży… dajmy na to gastronomicznej? Pokazuję to w poniższym filmie na podstawie sieci restauracji Subway

Mundial. Polska odpadła z grupy całkiem niedawno, więc pewnie pamiętacie te dziwne sytuacje, gdy piłkarze po prostu odpuszczali? Tracili siły i motywacje do grania, bo nie wierzyli w wygraną? Cóż, czasem się zdarza prawda? Gdy wiesz, że i tak nie wygrasz, to po co się starać? Podobnie dzieje się w biznesie (np. konkursach biznesowych), czy edukacji (gdzie uczeń traci motywację, bo i tak nie wyciągnie na koniec roku). Na szczęście, jest grywalizacyjne wyjście z takich sytuacji, które sprawia, że ludzie, którzy są w tyle wyścigu nie tracą wiary w siebie. Wręcz przeciwnie, zaczynają jeszcze zacieklej walczyć! Tym rozwiązaniem jest mechanika doganiania.

Gdy wiesz, że i tak nie wygrasz, to po co się starać?Mechanika doganiania

To taki system punktowy, gdzie gracze z ogona stawki, na niższych pozycjach i z gorszą sytuacją, mogą zgarnąć więcej punktów, czy dodatkowe bonusy, jeśli zrobią coś dobrze. Mają wtedy większą szansę na dogonienie tych najlepszych, przez co bardziej się starają. Ci najlepsi z kolei cały czas czują na sobie oddech peletonu i również nie odpuszczają. Mechanika sprawdza się w grach wideo, więc przyjrzyjmy się najpierw przykładowi z tego świata.

Mario Cart to wyścigi gokartów podsycone bonusami, które można zebrać po drodze. Gracze mogą zgarnąć bonusy, np. w postaci pułapki na wroga, czy dopalacza. Te upgrade’y sprawiają, że nieraz bardzo trudno jest dogonić najlepszego. Na szczęście, Mario Cart korzysta z mechanik doganiania i niektóre bonusy, te lepsze, są dostępne tylko jeśli jesteś w tyle wyścigu. Innymi słowy, im bardziej przegrywasz, tym bardziej gra stara Ci się pomóc, byś wygrał. Sprawia to, że gracze nieraz uciekają się do zupełnie innych taktyk wygranej, a ci najgorsi cały czas mają motywację ku temu, by gonić najlepszego. Bo mogą ciągle wygrać.

Wyobraźmy sobie teraz sytuację w szkole. Uczeń zbiera słabe oceny. Nie idzie mu. Nie ma talentu do języka, czy historii. Jest słaby. Gdybyśmy oceniali go tradycyjną metodą, to zdałby na poziomie minimalnym, o ile w ogóle. Zróbmy teraz twist. Co jeśli uczeń, który z testu dostanie słabszą ocenę mógłby „dostać” mały bonus na rozpoczęcie następnego? Eliminacja jednego pytania na kartkówce. Dozwolona ściągawka o określonych rozmiarach, czy wydłużenie czasu pisania? Odpowiednie wykorzystanie tego typu wspomagaczy mogłoby nieraz przywrócić go na dobre tory nauki. Przywróciłoby wiarę w to, że wciąż może wygrać. Pozwoliłoby wskoczyć na wyższy level, gdzie już wspomagaczy nie będzie potrzebował.

Temu właśnie służy mechanika doganiania – budowaniu wiary w siebie i zaangażowania w walkę do samego końca.

Jeśli chcesz poznać więcej technik grywalizacyjnych i samemu nauczyć się wykorzystywać elementy gier w swojej pracy, to zapraszam do skorzystania z mojego kursu grywalizacji online: https://tworzegry.pl/produkt/grywalizacja-kurs-online/

Młodość – jedni za nią tęsknią, inni chcą, aby się zakończyła. Dorosłość – jedni jej pragną, inni nienawidzą. Nasz wiek to trudny orzech do zgryzienia. Nie ukrywam, że w mojej ocenie jest to jedna z większych bolączek, które dotykają ludzi. Pomimo tego, że od średniowiecza minął już spory kawałek czasu, to nadal mamy w sobie cząstkę umartwiania się. W ten sposób nawet podczas życia, jest w nas obecna śmierć. Pamiętamy o niej. Pamiętamy o przemijaniu i o tym, co może na nas czekać, na końcu drogi. W efekcie zbyt często sięgamy wzrokiem za siebie, zamiast z nadzieją spoglądać na to, co rysuje się przed nami.

Temat poruszony w tym tekście, w ustach dwudziestolatka może brzmieć co najmniej dziwnie. Odrzućmy jednak na bok wszelkie konwenanse i sztuczne schematy dotyczące wieku. Nie skupiajcie się więc na tym, ile ja mam lat, ale na tym, co chcę Wam przekazać. Moje słowa kieruję do każdego, wciąż młodego człowieka, który choć raz w życiu pomyślał, że jest już stary, a jego wiek oznacza schyłek życia.

wiek

Postrzeganie kogoś za osobę młodą zależy tak naprawdę od osoby postrzegającej. Im starsza ona jest, tym poda wyższą granicę wieku, świadczącą o młodości. Dla wielu osób w moim wieku, młodość kończy się zapewne gdzieś w okolicach dwudziestu pięciu, maksymalnie trzydziestu lat. Innymi słowy, wszyscy, którzy mają więcej lat, są zwyczajnie postrzegani już jako – kolokwialnie mówiąc – starzy. Nasi rodzice natomiast, tę granicę mogą przesunąć o nawet kilkadziesiąt lat do przodu. Na uwagę zasługuję w tym momencie także fakt, że na ogół, do pewnego momentu życia, tak umiejętnie przesuwamy koniec młodości, aby za wszelką cenę się w niej znaleźć.

Z kolei dla naszych dziadków młodą osobą jest zapewne każdy, kto jest od nich młodszy o kilka lat, kto może się samodzielnie poruszać, kto nie ma jeszcze na głowie wyłącznie siwych włosów, kto nie jest chory…

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Cóż. Jak widać wyznaczników młodości może być wiele. W końcu cechuje się ona własnymi regułami, które są bardzo płynne i zmieniają się w zależności od punktu, w którym znajdujemy się w swoim życiu. Samo zagadnienie postrzegania swojego wieku również jest dość pasjonujące. Dla przykładu napiszę tylko, że mając czternaście, czy piętnaście lat i chodząc do gimnazjum, osoby mające lat dwadzieścia, wydawały mi się tak bardzo odległe i tak bardzo dorosłe! Teraz po upływie kilku lat, sam jestem dumnym posiadaczem cyfry „dwa” na swoim życiowym liczniku i wiecie, co? Nadal czuję się młodo i moja granica postrzegania dorosłości, przesunęła się o kilka dobrych lat do przodu.

W dzisiejszym tekście chciałbym jednak poruszyć delikatnie inny temat. Oczywiście nadal chodzi mi o nasz wiek, o młodość, dorosłość i wszystko to, co ma związek z tymi zagadnieniami. Jednak pragnąłbym się skupić nie na tej płynnej granicy między młodością, a dorosłością, której tak naprawdę nie ma i zależy wyłącznie od konkretnego człowieka. Moje słowa kieruję do tych osób, które niewłaściwie postrzegają swój wiek i tym samym pozbawiają się przyjemności, jakie oferuje nam życie.

dorosłość

Nasz wiek – nasza obsesja.

Zupełnie niepoprawnie przykładamy nadmierną uwagę do wieku. Jesteśmy na jego punkcie wyczuleni od najmłodszych lat. Zabawki od lat trzech. Szkoła w wieku siedmiu lat. Filmy od lat trzynastu. Prawo jazdy w wieku osiemnastu lat. Tak naprawdę nasze życie to wieczne postrzeganie swojego wieku w kontekście całego świata. Problem w tym, że czas płynie nieubłaganie. Nie uważam, że skupianie się na tym, ile tym razem zabrał nam lat, cokolwiek zmieni. Niestety tak właśnie się zachowujemy. Skupiamy się na swoim wieku i niepotrzebnie przypisujemy mu jakieś większe znaczenie. Oczywiście, że do pewnego stopnia to ma sens! Przecież pani ekspedientka nie sprzeda alkoholu dwunastolatkowi, ale na późniejszym etapie życia, czy ma to aż tak wielką wagę? Wyłączając z tego wszelkie ograniczenia fizyczne, nastające naturalnie wraz z wiekiem – wątpię.

Z jednej strony, kiedy jesteśmy młodzi, a młodość nas rozpiera, nierzadko chlubimy się tym, ile mamy lat. Z dumą obnosimy się ze swoimi kolejnymi „nastymi” urodzinami. Zmiana poglądu i zachowania przychodzi w momencie refleksji, gdy nagle powoli przestajemy postrzegać siebie jako nastolatków lub młodych dorosłych. Moment ten dla każdego z nas może być inny. Dla jednych będzie to ślub, dla drugich narodziny dziecka, a jeszcze dla innych zakończenie studiów lub podjęcie pierwszej, ważnej pracy. Nie zmienia się jednak zależność. W pewnym momencie naszego życia dopada nas nostalgia. Objawia się zaprzestaniem chlubienia się swoim wiekiem i nagłym uświadomieniem sobie, że jesteśmy starsi, niż chcielibyśmy być.

Nie spoglądaj na młodość, która już minęła.

W tym momencie popadamy w kolejną skrajność. Tak, jak poprzednio chwaliliśmy się tym, jak bardzo młodzi jesteśmy, tak teraz wręcz wstydzimy się mówić o tym, ile mamy lat. Porównujemy siebie do nastolatków, którzy dopiero kończą szkołę średnią i z rozrzewnieniem wspominamy lata, kiedy byliśmy na ich miejscu. Strach zagląda nam w twarz, kiedy rozumiemy, że od tamtej pory minęło już może dziesięć albo i piętnaście lat.

młodość

W swoim rozumowaniu jesteśmy dość skrajni. Nie uwzględniamy drugiej strony życiowego przedziału. Zazwyczaj porównujemy swój dorosły już wiek, który tak często bardzo nam wadzi, do młodszych od siebie. Zapominamy, że na tym świecie są osoby, które są starsze od nas i które marzą, aby być w naszej sytuacji. Jeśli sobie o tym nie przypomnimy, to wiecznie będziemy uważali się za starszych, gorszych i zasadniczo tych, którzy jako pierwsi znikną z tego świata. Choć brzmi to kuriozalnie, to myślę, że w wielu przypadkach tak właśnie jest.

Sam fakt wiecznego spoglądania wstecz jest niezdrowy i budzi poważne komplikacje w sferze spełnionego życia. Jeśli nieustannie będziemy patrzeć na nasze nastoletnie dzieci i wręcz zazdrościć im życiowego położenia, to nigdy nie zaznamy prawdziwego szczęścia. To nie temat na dzisiejszy artykuł, ale zwyczajnie musimy pogodzić się z tym, że czas jest nieubłagany. Porusza się swoim torem. Był na tym świecie przed nami i będzie jeszcze długo po nas. To stała wartość, która narzuca nam nasz rytm, więc nie możemy z nią walczyć. Zaakceptujmy ten fakt i przejdźmy z nim do porządku dziennego. Wykorzystujmy każdy wiek, w którym się znaleźliśmy, na czerpanie z życia garściami. Niestety prędzej, czy później przyjdzie taki moment w naszym życiu, gdzie tych sił nam zabraknie. Wtedy pozostanie nam już tylko czekanie, na kolejne ciche tyknięcie zegara śmierci.

Jak sami wpędzamy się w posępny nastrój?

Uważam, że mamy właśnie problem w czerpaniu z życia garściami. O ile młodość charakteryzuje się nawet przesadnym braniem w garść, co popadnie, o tyle dorosłość – szczególnie ta średnia – w wielu przypadkach cechuje się pewnym marazmem, przygnębieniem oraz nostalgią.

Co mam na myśli, pisząc średnia dorosłość? Dla mnie, jak i dla wielu psychologów oraz badaczy, jest to wiek rozciągający się mniej więcej od czterdziestu roku życia do pięćdziesiątego, a może nawet i sześćdziesiątego. Jak wiadomo – granica jest płynna. Znacie to słynne powiedzenie kryzys wieku średniego? To jest właśnie ten wiek.

Jednak tak naprawdę żaden kryzys wcale przyjść nie musi. Nie musi wcale nadejść smutek i brak poczucia sensu w życiu, kiedy nagle dzieci „wyfruwają z gniazda”. Nie musi przyjść żadna nostalgia i uczucie przygnębienia. Uważam, że niejako ludzie będący w tym wieku, sami się w ten nastrój wpędzają. W jaki sposób? Moim zdaniem robią to poprzez niewłaściwe postrzeganie swojego wieku. Patrzą na to, ile mają lat, potem porównują się do swoich o wiele młodszych dzieci i dopada ich chandra. Analizują, rozmyślają i wspominają, i nierzadko dochodzą do potwornych wniosków, że są do niczego i nic więcej w życiu już zrobić nie mogą.

Rozumiecie brutalność tych słów? Gdybyśmy je usłyszeli od kogoś bliskiego, wtedy poczulibyśmy się jak uderzeni obuchem i na pewno by nas to zabolało. Dlaczego więc sami wypowiadamy je we własnym wnętrzu i ranimy swoją duszę?

czas

Śmierć nadejdzie na końcu i ani chwili wcześniej.

To prawda, że jeśli masz czterdzieści, pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt lat, nie jesteś już najmłodszy lub najmłodsza. Młodość zapewne odeszła, a wraz z nią stalowa wytrzymałość, jaką cechowałeś się w szkole. Niezwykła siła, jaką pokazywałeś na studiach lub mocna głowa, którą popisywałeś się podczas licznych imprez. Jednak, czy to oznacza, że nic nie można zrobić?

Dochodzę do wniosku, że osoby, których spotkała średnia dorosłość, najchętniej położyliby się do łóżka i czekali na śmierć. Problem w tym, że śmierć w dzisiejszych czasach następuje o wiele, wiele później niż chociażby miało to miejsce jeszcze w ubiegłym stuleciu! Nie wiem, czy ktokolwiek zdaje sobie z tego sprawę, ale zrozum kochany czytelniku, że jeśli masz pięćdziesiąt lat, to przed Tobą jest nadal statystycznie około trzydziestu, a nawet więcej lat życia! Oczywiście, że możesz zachorować i umrzeć wcześniej. Oczywiście, że możesz wpaść pod samochód i zginąć, idąc po bułki do sklepu! Ale to są wypadki. Gdybyśmy mieli w taki sposób rozpatrywać nasze życie, to wtedy nawet i dwunastolatkowie mogliby o sobie powiedzieć, że są na schyłku życia.

Czy Wy drodzy dorośli zdajecie sobie sprawę, co to oznacza?

Przed Wami jest nadal wiele wspaniałych dni, które możecie wykorzystać. Nadal możecie pracować. Nadal możecie podróżować i nadal możecie realizować swoje marzenia. Nie ma czegoś takiego, jak „jestem na to za stary”! Zrozumcie, że w końcu przyjdzie ten dzień, kiedy faktycznie siły Was opuszczą, a wtedy będziecie żałować. Będziecie płakać nad swoją przeszłością, w której pomimo wciąż młodego wieku, Wy się tylko nad sobą użalaliście!

Dorosłość to nie koniec, a początek życia.

Jesteście wspaniali! Nie ważne, czy macie trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt, czy sześćdziesiąt lat. Nie ważne, czy przed Wami statystycznie dwadzieścia lat życia, czy piętnaście. To nie ma żadnego znaczenia, dopóki żyjecie i możecie czerpać z życia garściami. Wiem, że piszę to z pozycji chłopaka, którego nadal spotyka młodość. Jednak ja także napotkam kiedyś średnią dorosłość i nie mam zamiaru żyć w sposób, jaki żyje wiele osób.

Nie mam zamiaru w wieku pięćdziesięciu lat płakać nad swoim losem i twierdzić, że jestem stary. Nie chcę ze łzami w oczach spoglądać na młodszych od siebie i nie pragnę nawet przez chwilę poczuć urojonej beznadziejności! I Was zachęcam do tego samego.

Średnia dorosłość to nie schyłek wieku! Ba! Nawet schyłek wieku, nie musi oznaczać, że nadeszła pora na położenie się do łóżka i czekanie na śmierć! Ludzie w wieku osiemdziesięciu lat biegają maratony! Spotykają się również z koleżankami i spacerują pod rozgwieżdżonym, nocnym niebie, a Ty drogi czytelniku, który jesteś o kilkadziesiąt lat młodszy, narzekasz na to, że nie jesteś młody?

śmierć

Najważniejsze, że żyjesz!

Przemyślmy to i się zastanówmy. Dorosłość, młodość, starość… Każdy z tych okresów naszego życia jest na swój sposób piękny, ale zarazem także trudny. Jednak jeśli już wiemy, że nieważne, w jakim punkcie życia będziemy, problemy i tak będą nas dotykały, to czy nie warto po prostu wykorzystywać ofiarowany nam czas i robić tyle, na ile pozwala nam nasze ciało? Śmiem twierdzić, że to wcale nie wiek oraz czas zabiera nam siły i możliwości, ale nasze własne, ułomne myślenie. To my sami pozbawiamy się szans na życie spełnione i takie, o którym marzymy. To starsi ludzi sami pozbawiają się okazji do korzystania z życia, kiedy grzecznie czekają na śmierć! Jeśli czytają mnie osoby, które tak właśnie postępują to mam do Was prośbę. Wystawcie śmierci środkowy palec i z głośnym śmiechem pobiegnijcie w swoją stronę. W stronę życia, które im bliżej jest schyłku, tym jeszcze bardziej powinno być wykorzystywane.

„Powiadają, że starość nie chroni przed miłością, ale miłość chroni przed starością.” – Roma Ligocka

Każdy okres naszego życia ma swoje zalety. Każdy ma także swoje wady. Dorosłość, w której wielu ludzi pogrąża się i popada w nostalgię, jest tak naprawdę wiekiem pięknym. To wtedy zapewne nasze życiowe doświadczenie pomaga nam w podejmowaniu wielu decyzji. Przestajemy przejmować się błahostkami, bo dysponujemy szerszym poglądem na świat. Zapewne także możemy mieć więcej czasu dla siebie z powodu „uwolnienia” swoich dzieci z rodzinnego domu. To piękny czas, w którym możemy podjąć się nowych zadań. Możemy realizować się w nowych marzeniach, a także znaleźć całkiem nowe zainteresowania. Nieważne ile masz lat i nieważne, że ktoś jest od Ciebie młodszy. Żaden wiek nie predysponuje Cię do tego, aby spokojnie czekać na śmierć. Bez różnicy w jakim stadium życia jesteś. Zawsze jest możliwość do realizowania swoich pasji i wyznaczania nowych życiowych szlaków.

Zawsze i w każdej chwili możemy czerpać z życia garściami.

#kolejne artykuły