Koszt przygotowania dziecka do zawodowej gry w piłkę | worldmaster.pl
#

Obserwując kariery piłkarzy, wiele osób zadaje sobie pytania: jaki jest koszt przygotowania dziecka do zawodowej gry w piłkę nożną? Czy warto inwestować pieniądze aby w przyszłości dziecko stało się profesjonalnym piłkarzem?

Według analizy przygotowanej przez Instytut Badawczy ABR SESTA, profesjonalne wykształcenie dziecka między  3. a 16. rokiem życia do zawodowej gry w piłkę może kosztować nawet ok. 0,5 miliona zł.

inwestycja-w-dziecko

Miesięczne wydatki na młodego piłkarza

W okresie od 3. do 7. roku życia dziecka, miesięczne wydatki związane z treningami piłkarskimi wynoszą od 800 zł do ok. 2000 zł. Kwoty uwzględniają koszt zajęć z trenerem, dojazdy na treningi oraz wyposażenie piłkarskie.

Miesięczny koszt 12 treningów (3 razy w tygodniu) w prywatnych akademiach piłkarskich w małych miastach wynosi od 70 do 120 zł. W średnich miastach od 80 zł do 120 zł. W dużych miastach od 120 zł do 250 zł.

W przedziale wiekowym od 8. do 16. roku życia wszystkie koszty wzrastają. Miesięczne wydatki kształtują się od 2 tys. zł do nawet ok. 5 tys. zł.

Z analizy wynika, że suma wszystkich wydatków ponoszonych przez rodziców w okresie od 3. do 16. roku życia może sięgać od 220 tys. zł do ponad 500 tys. zł.

miesieczne-wydatkiKwota jest realna do inwestowania

Przedstawione powyżej sumy są realne biorąc pod uwagę wszystkie koszty jakie muszą ponieść rodzice aby wykształcić profesjonalnego piłkarza.

Rodzice w większości przypadków nie zdają sobie sprawy jakie sumy pieniędzy przeznaczają na swoje dzieci. Kwoty wydawane na bieżąco przeważnie nie są liczone.

Analiza wykazała również, że większość rodziców jest w wstanie pokryć tego typu koszty. Suma końcowa jest ogromna. Jednak przy bieżących wydatkach jest realna do inwestowania.

Inwestycja w dziecko to najważniejsza inwestycja!

Koszt-przygotowania-dziecka-do-zawodowej-gry-w-pilkeKoszt przygotowania dziecka do zawodowej gry w piłkę

Mówi się, że inwestycja w dziecko to najważniejsza inwestycja w życiu. Przy odpowiednich treningach i wieloletnim przygotowaniu, inwestycja w dziecko może zwrócić się w stosunkowo niedługim okresie czasu.

Obserwując zarobki piłkarzy z pierwszych stron gazet,  zwrot poniesionych kosztów może nastąpić już w pierwszym roku grania w profesjonalnej lidze piłkarskiej.

Analiza została przeprowadzona przez Instytut Badawczy ABR SESTA we współpracy z Akademią Piłkarską EsKadra z Warszawy.

Źródło: Businees Insider Polska

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

Cudowne efekty, motywacyjne komentarze i jakże powszechnie znane zdjęcia „Przed” i „Po”. Wszystko po to, aby po raz kolejny zareklamować i sprzedać najcudowniejsze diety pod słońcem. Ech… Cokolwiek bym nie napisał i tak mi nie uwierzycie, bo co jeśli powiem Wam, że żadna dieta nie działa?

Chciałoby się rzec już na samym początku, że diety nie działają i tym samym zamknąć cały ten temat w zaledwie jednym, prostym zdaniu. Jednak wypowiadając te słowa, czuję się zobowiązany, aby rozwinąć tę wypowiedź i tym samym postarać się przekonać tych, którzy kręcą w tym momencie z niedowierzaniem głową. Jeśli te trzy wyrazy, również u Ciebie wywołały mieszane uczucia, z którymi nie potrafisz sobie poradzić, to ten tekst pomoże Ci się z nimi zmierzyć.

Twierdzenie: „Dieta nie działa!”, jest dość kontrowersyjnym powiedzeniem. Przecież na każdym kroku widzimy na forach, czy w mediach społecznościowych wspaniałe transformacje osób, które korzystały z diety. To dzięki niej schudły, wyrzeźbiły swoje ciało i w pewnym stopniu zmieniły swoje życie. Jest to solidny argument, w zasadzie nie do przebicia.

Na wstępie powinniśmy uświadomić sobie sprawę, iż ludzie bardzo różnie postrzegają słowo „dieta”. Na przestrzeni lat nasze odczucia względem tego słowa zmieniły się. Pierwotnie oznaczało ono styl życia, a My przypisaliśmy mu łatkę czegoś chwilowego, okupionego reżimem i katorgą. Dlatego o wiele trafniejszymi i przede wszystkim przyjemniejszymi dla naszego ucha słowami, mogą być – zdrowy styl życia lub sposób odżywiania.

W tym miejscu tkwi sedno mojego kontrowersyjnego stwierdzenia. Mówiąc „dieta”, nie mam myśli zdrowych nawyków żywieniowych, zbilansowanego jadłospisu czy zdroworozsądkowego planu żywienia, pozwalającego utrzymać wprowadzone zmiany do końca życia. Poprzez zastosowanie tego znamiennego  słowa, znanego każdemu kto stawał na starcie przygody z kształtowaniem sylwetki, chodzi mi o wskazanie wszelkich wymyślnych diet, tak szeroko rozpowszechnionych w dzisiejszym świecie.

Cudowne diety, cudowne przemiany. Efekty na już!

efekty

Wszelkiego rodzaju „najwspanialsze diety” bardzo często są reklamowane, jako najlepsza droga ku zrzuceniu zbędnych kilogramów. Polecane jako rewelacyjna metoda przeciwko otyłości czy nadwadze. Ludzie, słysząc to natychmiast chwytają przynętę. Trudno się temu dziwić, skoro wszędzie są zasypywani fotografiami cudownych przemian osób, które korzystały z jednej z reklamowanych diet.

Daleki jestem od twierdzenia, że ewentualne transformacje osób, opiewające klasycznymi wyrazami „przed” i „po” są fałszywe. Prawdopodobnie i takie sytuacje również się zdarzają, jednak problem w tym przypadku tkwi w czymś zgoła innym. Śmiało możemy założyć, że wszelkie przemiany są prawdziwe i dokonały się w rzeczywistości. Mimo to należy uświadomić sobie, że to są tylko zdjęcia!

One nie są w stanie oddać aktualnego stanu zdrowia czy samopoczucia danej osoby. Przedstawiają wyłącznie sylwetkę, która w ogólnym znaczeniu, nie ma dla nas większej wartości. Jednak jesteśmy tak skonstruowani, że przede wszystkim zależy nam na efekcie wizualnym. Właśnie to otrzymujemy ze wszystkich reklam, nakłaniających nas do skorzystania z danej usługi. Z tego powodu wpatrujemy się w nie z uwielbieniem niczym w święty obrazek i również postanawiamy spróbować, tej cudownej metody żywieniowej.

Absolutną prawdą jest, że jakakolwiek wymyślna dieta, dzięki której chudniemy, działa. Nie ma żadnych podstaw, aby sądzić, że jest inaczej, skoro tracimy niechciane kilogramy. Dzieje się to za sprawą deficyty kalorycznego. Proces ten jest możliwy tylko wtedy, kiedy dostarczamy organizmowi mniej energii, niż on faktycznie potrzebuje. To nie magia cudownych diet powoduje, że chudniemy. To nie spożywanie wyłącznie owoców, warzyw czy unikanie węglowodanów stoi za uciekającymi kilogramami. W kontekście sylwetki nie ma znaczenia, co jesz, jak jesz i w jaki sposób. W ogólnym rozrachunku zawsze liczy się ilość przyjętej energii.

Krótkowzroczność vs Dalekowzroczność.

Diety działają, ale tylko w określonym momencie w czasie. Być może są to cztery tygodnie, a może nawet  trzy miesiące. Nie ma to większego znaczenia. Właśnie te fotografie, zachęcające do spróbowania cudownej diety, zostały wykonane prawdopodobnie na końcu całej „kuracji”. Jestem niemal pewien, że gdyby zrobione je kilka tygodni później, przedstawione osoby na zdjęciu „po”, wyglądałyby dokładnie tak samo lub nawet gorzej, jak na tym „przed”. Wytłumaczenie tego zjawiska jest bardzo proste.

dieta

Jakakolwiek cudowna dieta, opierająca się na dziwnych zasadach czy eliminacji produktów, rewolucjonizujące cały dotychczasowy nasz sposób życia, są wyłącznie krótkotrwałe. Działają, bo opierają się na deficycie energetycznym, nierzadko kuriozalnie wysokim. Wszelkie niesamowicie wielkie restrykcje, jakie nam narzucają, są dla nas niemożliwe do utrzymania przez dłuższy czas. Nie mówiąc już o całym naszym życiu. Dlatego, gdy tylko okres ich stosowania mija, My z tak wielką lubością wracamy do swoich starych nawyków żywieniowych, odzyskując tym samym utracone kilogramy. Często z nawiązką, poprzez stan wygłodzenia spowodowany wcześniejszym działaniem.

Właśnie z tego powodu nie polecam diet typu Atkinsa, Kwaśniewskiego, Montignaca czy diety kopenhaskiej. Ich metody działania, opierają się na dziwnych zastosowaniach, które są niemożliwe do utrzymania w dłuższej perspektywie czasu. A właśnie to jest najważniejsze w sposobie, jakim się odżywiamy. Konsekwencja oraz systematyczność działania. Co nam pozostanie z cudownie straconych kilogramów, w wyniku stosowania diety owocowo-warzywnej, skoro po jej zakończeniu nadrobimy wszystko z nawiązką? Dodatkowo otrzymując w „prezencie” pogorszony stan zdrowia i skutecznie nadszarpnięta psychikę?

Twoja dieta nie działa, bo nie uczy Cię nowych i zdrowych wzorców.

Otrzymujemy konkretny, rygorystyczny plan działania na dany okres czasu, ale kompletnie nie potrafimy sobie radzić po jego upływie. Nie poznajemy zasad zdrowego żywienia, rozsądnego dobierania produktów czy komponowania swojego jadłospisu. Każda z nich nastawiona jest wyłącznie na błyskawiczne efekty odchudzania, a nie na trwałe i zdrowe zmiany w sposobie żywienia. Dlatego po ich zakończeniu, jesteśmy zdezorientowani i wracamy do punktu wyjścia. W tym właśnie momencie zaczynamy zrażać się oraz czuć ogromną urazę do „diety”. Od chwili naszego niepowodzenia, przypisujemy mu opinię złego tworu. W rzeczywistości są nimi te działania, które doprowadziły nas do tego stanu.

dieta nie działa

„Diety nie działają!” to hasło dość kontrowersyjne, ale prawdziwe. Jego poprawne zrozumienie, uchroni Was od błędnych działań oraz niewłaściwych decyzji w przyszłości. Zawierzanie swojego zdrowia oraz sylwetki rozpiskom, które nastawione są tylko na natychmiastowe i krótkotrwałe efekty, jest bardzo nierozsądne. Swoje starania zawsze powinniśmy opierać na zdrowym, zbilansowanym oraz dostosowanym do naszego stylu życia, planie żywienia. Tylko takie rozwiązanie, pozwoli nam zachować wypracowane efekty, ciesząc się nimi w pełnym zdrowiu, przez długie lata.

Ku rozpaczy wielu młodych adeptów sportów sylwetkowych – czasy Arnolda Schwarzeneggera odeszły w zapomnienie. Wraz z nim, do historii przeszedł mityczny, „kulturystyczny” kurczak z ryżem oraz brokułami. Jednak nie ma powodów do płaczu! Otrzyjmy łzy, bo z pomocą przyszedł nam niezastąpiony IIFYM, czyli Flexible Diet!

Dla entuzjastów i fanatyków rygorystycznych diet, niedopuszczających do siebie jakichkolwiek odstępstw w postaci produktów mniej wartościowych, tekst ten może być pewnym szokiem. Prawdopodobnie będzie stanowił barierę w ich postrzeganiu kształtowania sylwetki. Mam jednak ogromną nadzieję, że nie zamykają się oni na nowe informacje. Liczę, że z przyjemnością zapoznają się z tekstem, przygotowanym specjalnie dla nich. Jednak nawet Wy, którzy już teraz domyślacie się, co mam na myśli, możecie zdobyć cenne informacje! Wystarczy poświęcić kilka minut na przeczytanie moich słów i zmienić swój sposób postrzegania sposobu żywienia, prowadzącego do osiągnięcia trwałych rezultatów.

Arnold Schwarzenegger

Źródło: Budujmase.pl

W czasach, kiedy swoje największe sylwetkowe sukcesy, święciły takie ikony kulturystyki jak Arnold Schwarzenegger, Frank Zane czy Franco Columbu, zapanowało legendarne przekonanie. Zakładało ono, że jedyną słuszną drogą do osiągnięcia wymarzonej sylwetki jest zoptymalizowanie swojego żywienia, poprzez spożywanie wyłącznie produktów powszechnie uznanych za zdrowe oraz wartościowe. Lata te nazwano „złotą erą kulturystyki”. Do dziś, przez wielu specjalistów oraz pasjonatów sportów sylwetkowych, ciała ówczesnych gwiazd uważane są za wzory do naśladowania. Niejednokrotnie młodzi adepci wzdychają do fotografii Arnolda, Serge Nubreta czy Lou Ferrigno, marząc o osiągnięciu ciała swoich idoli. Nie podlega wątpliwości fakt, że na długie lata, przyjęliśmy właśnie te schematy żywieniowe, które stosowały wyżej wymienione osoby. To naturalne, że chcieliśmy naśladować zachowania i nawyki tych, którymi sami chcieliśmy się stać w przyszłości. Dlatego więc próbowaliśmy jeść jak Arnold, pić jak Arnold, spać jak Arnold i żyć jak Arnold.

Trwało to dość długi czas, gdzie nie wyobrażano sobie, że klasycznego „kulturystycznego” kurczaka z ryżem oraz brokułem może zastąpić cokolwiek innego. Przecież, kto mógłby porwać się na tak haniebny czyn i sprofanować legendarny Graal kulturystyki!?

Narodziny IIFYM.

Eric Koenreich, znany również szerszej ze swojego pseudonimu ringowego jako Eric Stevens to były amerykański zapaśnik. Stał  się on ojcem elastycznego podejścia do żywienia stojącego w opozycji do schematów stosowanych dotychczas. To on jako pierwszy zburzył legendę „czystego jedzenia”, jako jedynej drogi, do osiągnięcia celów sylwetkowych.

IIFYM to skrót od angielskich słów: „If It Fit Your Macros”. W tłumaczeniu na nasz ojczysty język oznacza: „Jeśli pasuje do Twoich makroskładników”. Początkowo były one używane na jednym z angielskich forów, właśnie przez Erica Koenreicha. Stosował go w celu udzielenia odpowiedzi na ciągłe i nużące pytania, które był bliźniaczo podobne. Brzmiały one: „Czy mogę zjeść XYZ, jeśli chce przytyć/schudnąć?”. Z biegiem czasu, skrót ten przerodził się w prawdziwy schemat żywieniowy, propagowany z tak wielką lubością przez szerokie grono pasjonatów w obecnych czasach. Inną nazwą, którą można stosować wymiennie z przytoczonym już skrótem, jest zwrot: „Flexible Diet”. W swobodnym tłumaczeniu oznacza on elastyczne podejście do kwestii żywienia.

iifym

Aby zobrazować, jak bardzo rewolucyjna była to koncepcja warto uświadomić sobie, na czym tak naprawdę polega cała idea IIFYM. Pierwotnie zakładała ona, iż w naszej codziennej diecie, powinno znaleźć się także miejsce na produkty uchodzące za mniej wartościowe. Założenie to opierało się na przywiązywaniu uwagi, przede wszystkim do kalorii oraz makroskładników. Wiemy już doskonale, że takie twierdzenie jest absolutną prawdą oraz podstawą jakichkolwiek działań. Z tego więc powodu, wszelkie tzw. „produkty rekreacyjne” nie do końca wpisujące się w kanon, chociażby czasów Arnolda, mogły zostać swobodnie włączone w codzienny jadłospis.

Niepoprawne skrajności.

Niestety z upływem czasu i w tej materii pojawiły się pewne skrajności, które nie do końca odzwierciedlały pierwotny zamysł Koenreicha. Początkowo idea IIFYM powstała, aby zaprezentować całemu światu, że wcale nie trzeba nieustannie trzymać rygorystycznej diety, aby osiągnąć sukces sylwetkowy. Jednak po pewnym czasie, coraz częściej dało się słyszeć głosy wielu osób, które wręcz szczyciły się faktem, iż jedzą praktycznie same mało wartościowe produkty, a ich sylwetka nadal się poprawia. Naturalnie, zyskały one sobie wielkie rzesze fanów. Trudno się temu dziwić. W końcu kto z nas nie chciałby jeść codziennie słodyczy czy fast-foodów i nadal realizować swój plan sylwetkowy? Ponadto, nam – ludziom, bardzo podobają się rzeczy nowe, które odbiegają od dotychczas przyjętych norm. Z tego więc powodu, błędna koncepcja IIFYM, opierająca się na jedzeniu w większości przetworzonych produktów, zaczęła zdobywać świat. Na nasze szczęście, na całym globie, działa szerokie grono ekspertów i ludzi rozsądnych, którzy sukcesywnie i skutecznie tłumaczą, czym w istocie jest Flexible Diet.

Najzdrowsza forma żywieniowa?

W rzeczywistości, schemat ten, jest według mnie i wielu uznanych osobistości w świecie dietetyki (m.in. przez Layne’a Nortona), jedną z najlepszych metod prowadzących do świetnej sylwetki oraz dobrego zdrowia. Zbyt często skupiamy się na tym, aby być perfekcyjnymi w tym, co robimy. Chcemy jeść tylko i wyłącznie zdrowe produkty zapominając, że w realnym świecie nie jest to możliwe do utrzymania w dłuższej perspektywie czasu. To właśnie czas jest naszym największym sprzymierzeńcem, ale także i wrogiem.

Badania pokazują, że w 90% przypadków, osoby odchudzające się po pewnym czasie wracają do swojej dawnej wagi, a nawet przekraczają jej wartość początkową! To przerażająca informacja. Nie oznacza ona jednak, że już na samym początku przygody ze zmianą nawyków żywieniowych, stoimy na przegranej pozycji. Wystarczy uzmysłowić sobie, że jakiekolwiek nasze działania, muszą być podejmowane z myślą o reszcie naszego życia, a nie kolejnych tygodni. Dlatego IIFYM jest tak skuteczny.

W procesie kształtowania sylwetki wcale nie chodzi o perfekcyjność, ale o konsekwencje i systematyczność. Wielokrotnie podkreślałem, że o wiele lepszą opcją jest posiadanie mniej idealnego planu, ale wykonywanie go regularnie oraz sukcesywnie. Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem,  że z czysto logicznego punktu widzenia, o wiele łatwiej będzie nam zmienić swoje nawyki żywieniowe, gdy w planie znajdą się produkty mniej wartościowe o większej smakowitości, aniżeli wyłącznie te pojęte za „zdrowe”. Nie przeżyjemy szoku wywołanego nagłą rewolucją jadłospisu, a przejście do zdrowych nawyków będzie płynniejsze. Nie eliminujmy konkretnego produktu bez konkretnych przyczyn, ale po prostu go ograniczmy na rzecz żywności bardziej wartościowej.

Flexible Diet daje poczucie „normalności”.

Mamy tę pewność, że w każdym momencie naszego życia, możemy zdecydować się na wyjście do kina z ukochaną osobą. Rodzinne spotkania nagle przestają być problematyczne, bo okazuje się, że możemy zjeść to, co zaserwuje nam babcia. Wystarczy uwzględnić to w swojej dziennej kaloryczności oraz makroskładnikach. Jakże wielką swobodę i wolność, ofiaruje nam ten schemat. Wszelkie ograniczenia znikają, a my w końcu, przestajemy dzielić pokarm na „zły” i „dobry”.

flexible diet

Osoby, których zapotrzebowanie kaloryczne jest wyższe, będą mogły pozwolić sobie na większy udział produktów rekreacyjnych w swoim jadłospisie. Bierze się to głównie z faktu, iż dzięki większemu zapotrzebowaniu, mogą one bez większych problemów dostarczyć sobie odpowiednią dawkę mikroelementów z części swojego budżetu kalorycznego.

Niepotrzebne kontrowersje.

Kwestia mikroelementów budzi wielkie kontrowersje w tej materii. Przeciwnicy elastycznego podejścia do diety, argumentują swoje stanowisko, niedostatecznym przyjęciem wraz z pokarmem cennych witamin, minerałów i błonnika. W pewnym stopniu mają oni rację. Jednak tylko w odniesieniu do osób, które wykorzystują ten model żywieniowy, aby móc bez karnie opychać się przetworzoną i niskowartościową żywnością.

Jednak, gdy mamy do czynienia z jednostkami świadomymi odpowiedniego podejścia do spożywanej żywności, ich argumentacja traci sens. Produkty mało wartościowe, w takim przypadku stanowią zwykle od 10 do 20% dziennej lub tygodniowej puli kalorii. Jest to wystarczająca ilość do tego, aby dostarczyć sobie wszystkich cennych mikroelementów, a także cieszyć się z życia, poprzez nie ograniczanie się do wybranej grupy produktów, uznanych za wartościowe. Ponadto istnieją badania, w których jasno udowodniono, że to osoby przebywające na restrykcyjnej diecie, miały w swoim organizmie więcej niedoborów, niż te podchodzące do jedzenia w sposób elastyczny. Ma to swoje uzasadnienie w fakcie, iż restrykcje, ograniczają pewną pulę produktów. Prowadzi to natomiast do niedoborów witamin lub minerałów, których źródłami są wykluczone produkty.

Miejmy jednak na uwadze, że Flexible Diet nie jest pretekstem do jedzenia żywności w większości przetworzonej. Być może w kwestii sylwetki taki sposób myślenia mógłby się sprawdzić, to jednak w kontekście zdrowia ponosi on całkowite fiasko. Pamiętajmy, że IIFYM powstał po to, aby chronić zdrowie. Nie tylko to fizyczne, ale głównie psychiczne. Wszelkiego rodzaju zaburzenia odżywiania i obsesja na punkcie zdrowej żywności, biorą się właśnie ze zbyt restrykcyjnych diet. Elastyczne podejście w tej materii rozwiązuje te problemy i nie dopuszcza ich do głosu.

Życiowy ład, dzięki elastycznemu podejściu do kwestii żywienia.

IIFYM powstał z myślą o zachowaniu harmonii w swoim życiu. Pozostaniu przy zdrowym rozsądku i dozie umiaru w swoich żywieniowych wyborach. Wiemy doskonale, że nie tyjemy od konkretnego produktu, ale od nadmiaru spożywanej energii. Właśnie na tym opiera się cała koncepcja Flexible Diet. Na nie rezygnowaniu z tego, co dobre i jak najbardziej stworzone dla nas – ludzi, ale cieszeniu się życiem i niepozbawianiu się przyjemności, a przy tym – realizowaniu swoich sylwetkowych celów. Każdy z nas powinien dostosować udział produktów rekreacyjnych w swojej diecie, do własnych potrzeb i głównie  do stanu swojego zdrowia.

Zdrowie jest wartością nadrzędną w stosunku do jakiegokolwiek innego aspektu naszych działań. Dlatego w pierwszej kolejności powinniśmy zadbać właśnie o nie. Poprawnie wprowadzony w życie model żywieniowy IIFYM, może doprowadzić je do dobrego poziomu i zaprowadzić prawdziwą harmonię w naszym życiu. Kluczem do osiągnięcia tego stanu jest zdrowy rozsądek oraz umiar, w ustalaniu umownych proporcji między produktami wartościowymi oraz mniej wartościowymi. Jakakolwiek skrajność, w którąkolwiek ze stron, może prowadzić do pogorszenia naszego stanu. Zarówno w kontekście fizycznym, jak i psychicznym.

Nie jestem kaznodzieją, a to nie jest kolejna pseudo motywacja. To życie i moje własne, szczere emocje. Proszę, zwolnij na moment. Powiedz sobie wyraźne STOP. Przerwij na chwilę to, co robisz i ochłoń. Zatrzymaj się, otwórz oczy i zapoznaj się z tym tekstem. Zaprowadź go wprost do serca i nie pozwól mu nigdzie uciec.

Obecne czasy wymagają od nas szybkości w działaniach i podejmowaniu decyzji. Osoby, które są zbyt opieszałe w tym, co robią, przechodzą do dalszych szeregów w ramach swoistej „selekcji naturalnej”. To całkiem normalne zjawisko, że wolne działanie powoduje odstawanie od reszty. Stawanie się marginesem społecznym bez sukcesów albo niezrealizowanym odludkiem. W pełni szanuję to, co dzieje się w czasach, w których żyjemy. Jestem zwolennikiem efektywnego wykorzystywania swojego czasu, realizowania swoich marzeń, przeżywania wielu ekscytujących przygód ze wszystkimi wspaniałościami życia. Dzięki temu posuwamy się naprzód. To świetny proces. Drążymy tunele ku nowym odkryciom. Kroczymy i zdobywamy.

Jednak część mnie, moja dusza romantyka oraz introwertyka również dochodzi do głosu i prosi o pomoc. Wzywa:

„Zwolnij! Zatrzymaj się! Otwórz oczy!”

Ile razy w swoim życiu pędziliście na złamanie karku za swoimi marzeniami? Za niespełnionymi ideami swoich rodziców, dziadków czy znajomych? Ile razy płakaliście, bo coś wam się nie udawało? Jak często droga do realizacji marzeń i codzienne życie przerastało Was? Ile razy zarzucano Wam, że nie robicie czegoś prawidłowo, że nie macie czasu dla innych? Jak często doznawaliście porażek, po których nikt się Wami nie zainteresował? Ile razy czuliście się odrzuceni i samotni?

STOP. Zatrzymaj się.

Po prostu to zrób. Ochłoń. Rozejrzyj się dookoła. Wyrwij się z tego piekielnego ucisku XXI wieku. Wyrwij się z tego szaleńczego wyścigu o nazwie „życie”. Zacznij żyć. Przestań udawać, że żyjesz. Zacznij to robić. Przestań mówić, że świetnie zarabiasz, masz dużo pieniędzy i możesz wszystko, skoro nie potrafisz tego wykorzystać.

Jesteś szczęśliwy ?

otwórz oczy

Dlaczego się zastanawiasz? Czemu w tej chwili nie jesteś pewien swojej odpowiedzi? Rozejrzyj się. Otwórz oczy. Przestań ciągle biegać z miejsca na miejsce, z pracy do pracy, zatrzymaj się i zacznij myśleć.

Zwracajcie uwagę na małe szczegóły. Obudziliście się rano cali i zdrowi? Część ludzi obudziła się po drugiej stronie. Nie ma już ich wśród nas – matek, ojców, sióstr i braci milionów ludzi. Prawdopodobnie oni też nigdy nie dziękowali  za to, że wstali zdrowi. Przekonali się jakie to ważne, kiedy nie zdołali już tego dokonać…

Świeci słońce i jest piękna pogoda? To dobra okazja, żeby choć na moment wyjść na spacer z rodziną lub spędzić czas na łonie natury. Wyłącz komputer. Znajdź te kilka minut. Co byś zrobił, gdybym powiedział Ci, że jutro zabraknie twoich najbliższych? Rzuciłbyś wszystko i spędził z nimi ostatnie godziny. Dlaczego więc nie poświęcisz im chociaż trochę swojego cennego czasu, skoro nie wiesz, co przyniesie jutro a ten czarny scenariusz nie okaże się prawdziwy?

Otwórz oczy na piękno świata.

Kluczem do rozpoczęcia prawdziwego życia i zmieniania go jest dostrzegania tego, co małe. To właśnie te wszystkie małe rzeczy robią ogromną różnicę. Stopniowo zacznijcie dostrzegać w swoim życiu to, co naprawdę ważne, to co czyni nasz szczęśliwymi i… Dziękujcie za to. Doceńcie to!

Wielu z nas tak naprawdę nie żyje. Spójrzcie dookoła. Ludzie to chodzący zombie, z głowami w telefonach, przyklejeni do ekranów urządzeń, zamiast do swoich ukochanych, rodzin i przyjaciół. Wiecznie smutni, wiecznie zirytowani i wiecznie niezadowoleni.

stop

Świat to niesamowite możliwości. Nie jest on tylko biały i czarny. Jest kolorowy, a te kolory tworzymy my – ludzie. Każdy jest inny i ty też taki bądź. Zacznij się rozglądać. Oderwij głowę od swojego nowego smartfona. Uśmiechnij się do siedzącej obok dziewczyny ze słuchawkami na uszach i zapytaj się, czego słucha. Pomóż starszej pani przejść przez ulicę. Spraw, że inni również zaczną dostrzegać to, co ważne, zaczną się rozglądać i zwracać uwagę na szczegóły. Spraw, że ich dzień będzie lepszy, że będą nieść dalej to, co zapoczątkowałeś Ty! Stwórz łańcuch szczęścia, którego kolejne ogniwa będą tworzyli ludzie swoim radosnym działaniem!

Otwórz oczy swoje i innych ludzi! Otwórz je na cud, jakim jest życie!

Jeden prosty zwyczajny uśmiech posłany drugiej osobie może zmienić jej cały dzień i decyzje, jakie by w nim podjęła. Świat znów stanie się kolorowy! Dopóki nie wyrwiemy się z okowów XXI wieku, nie ochłoniemy, staniemy i rozejrzymy się,  nasze życie nie może być dobre. Zawsze będzie nam czegoś brakować.

„Żyć dobrze” nie oznacza luksusu, opływającego bogactwem. To życie, kiedy jesteśmy szczęśliwi, mamy przy boku kochające nas osoby, a nasze marzenia spełniają się. Wtedy możemy stwierdzić, że nasze istnienie jest godne. Ile osób takowe posiada?  Prawdziwa garstka. Jesteśmy rasą, która ciągle potrzebuje i chce więcej. Dadzą nam palec, a my zjemy całą rękę.

To świetne, gdybyśmy się w tym nie zatracali i pamiętali, co tak naprawdę jest ważne.

zatrzymaj się

Niestety zazwyczaj poświęcając się jednej sprawie, zapominamy o reszcie. W końcu przychodzi taki moment, że nasze marzenia się spełniły – mamy pieniądze, nowy samochód, wysokie stanowisko w pracy, własny jacht, ale czegoś nam brakuje…  Nie mamy rodziny, przyjaciół i szczęścia.  Czy naprawdę było warto? Przecież można zrobić to lepiej. Można być spełnionym człowiekiem zarówno w sferze zawodowej, jak i rodzinnej.

To jest Twoje życie.

Ochłoń i otwórz oczy. Dostrzeż to, co wcześniej wydawało się czymś niewartym uwagi. Zauważ piękno, otaczającej nas rzeczywistości. Usłysz piękny śpiew małego ptaszka, siedzącego na dachu. Poczuj zapach kwiatów rosnących tuż pod Twoim oknem. Zauważ, jaki kolorowy jest świat, na którym mamy przyjemność żyć.

Twoje życie jest Twoim wyborem. Zacznijmy doceniać to, co mamy i kogo posiadamy. Kochajmy się wzajemnie, uśmiechajmy się do siebie. Jeden mały gest potrafi zmienić cały dzień, tydzień, rok, a w konsekwencji całe nasze życie.

ochłoń

Na wszystko mamy czas. Warto myśleć, rozglądać się, dokonywać własnych rachunków sumienia. Podsumowań przedsięwziętych przez nas działań.

Jeśli nie żyjemy – nie kochamy, a jeśli nie kochamy – nie mamy prawa żyć.

Przeżyjmy je godnie. Wykorzystajmy je. Nie mijajmy się z nim. Nie mogę patrzeć, jak wielu ludzi nie potrafi dostrzec tego, co piękne i nie potrafi powiedzieć tego, co czują. Biegają, chodzą, żyją, ale sami nie wiedzą, po co i w jakim celu.

A ziarenka piasku w klepsydrze o nazwie „Życie” nieustannie i niepostrzeżenie, przemykają się w dół…

W erze powszechnego profesjonalizmu i idealnego planowania życia zapominamy o czynniku, który powinien stanowić punkt wyjścia naszych działań. To właśnie samoakceptacja może być kluczem do zrealizowania marzeń. Akceptacja własnej osoby to piękny początek drogi, ku zmianom na lepsze. Pokochaj siebie!

Zdarza się, że pomimo odpowiedniej strategii, dobrego zdrowia oraz poprawnego nastawienia, nie jesteśmy w stanie osiągnąć swojego celu sylwetkowego. Wydaje nam się, że mamy wszystko pod kontrolą. Każdy punkt naszych przyszłych realizacji został należycie zaplanowany, a wydarzenia rozgrywające się w naszym życiu, sprzyjają nam. Zadbaliśmy o aspekt fizyczny, jak i psychiczny naszego działania. Zdawać się może, że to tylko kwestia czasu, zanim zrealizujemy swoje postanowienie. Czas upływa, a my mimo to nie potrafimy sięgnąć swoich marzeń…

Dlaczego?

Choć na ogół jestem daleki od wysuwania jednoznacznych wniosków, to w tym przypadku mogę powiedzieć, że temat dzisiejszych rozważań, jest jednym z ważniejszych czynników naszej żywieniowej podróży. Decydując się na ten krok, zazwyczaj naszym zamiarem nie jest wcale poprawa zdrowia. Przynajmniej nie w sposób bezpośredni. Przede wszystkim zależy nam na uzyskaniu widocznych efektów naszych poczynań. Zdrowie stawiamy gdzieś z tyłu i traktujemy jako skutek uboczny, zmieniającego się ciała. Planujemy, obliczamy, nastawiamy swój umysł do ciężkiej pracy i czekających nas porażek, ale pomimo tego, nadal nie realizujemy swojego marzenia. Zapominamy o czynniku, o który powinniśmy skrupulatnie zadbać już na samym początku.

Samoakceptacja – piękny dar, który możesz sobie podarować.

To bardzo istotne, aby zaakceptować siebie w takiej postaci, jakiej jesteśmy aktualnie. Gdy nie zrobimy tego teraz, nigdy nie będziemy w stanie cieszyć się swoją sylwetką w przyszłości. Nawet jeżeli będzie ona wyśmienita. To bardzo podobna zależność do tej, o której pisałem w artykule o odczuwaniu szczęścia tu i teraz. Wydaje nam się, że akceptacja swojego wyglądu pojawi się w momencie, gdy zmienimy swój wygląd na lepszy. W rzeczywistości nigdy do tego nie dojdzie. Zawsze będzie nam czegoś brakowało. Za każdym razem, znajdziemy jakiś malutki i niewielki mankament, który tylko my dostrzegamy, a który skutecznie zniweluje naszą radość.

samoakceptacja

Nie twierdzę, że osoby otyłe, mające nadwagę lub zasadniczo pragnące zmienić coś w swoim życiu, powinny zaakceptować ten fakt i nic z nim nie robić. Wręcz przeciwnie! Powinny działać! Natychmiast! Jednak zanim podejmą jakiekolwiek kroki, zobowiązane są do „zatwierdzenia” własnego wyglądu czy jakiegokolwiek aktualnego stanu rzeczy. Uważam, że tylko dzięki temu, będziemy w stanie zrealizować swój cel i osiągnąć to, co sobie założyliśmy na samym początku.

Trudno jest jednoznacznie wyjaśnić, gdzie samoakceptacja chowa swój własny fenomen. Myślę, że najważniejszą kwestią pozostaje powiązanie tego faktu, z następstwem miłości do własnej osoby. Skoro akceptacja oznacza zatwierdzenie siebie takich, jakich jesteśmy, to musimy siebie odpowiednio kochać i szanować. Ponadto tłumaczenia tego zjawiska upatrywałbym w pewnym stopniu w „pogodzeniu się” z rzeczywistością. Samoakceptacja oznacza zrozumienie i pokochanie siebie w obecnej postaci. Bez znaczenia czy jest się biednym, bogatym, brzydkim czy ładnym. Niejako oznacza to właśnie zaakceptowanie swojej rzeczywistości. Gdy to zrobimy, nagle doznajemy olśnienia. Jeżeli zgadzamy się z obecnym stanem rzeczy, to przejmujemy pełną kontrolę nad swoim życiem. Uświadamiamy sobie, że tylko my sami jesteśmy odpowiedzialni za swoje czyny. Taki tok rozumowania ma jednak jedno, małe wymaganie. Wraz z zaakceptowaniem siebie i swojego obecnego położenia, musi iść solenne postanowienie zmian, wędrujące razem z ciężką pracą.

Akceptacja to podstawa, ale musi pociągać za sobą działanie.

Bardzo często akceptacja swojego wyglądu nastręcza wielu trudności. Spoglądamy w lustro i dostrzegamy wyłącznie swoje wady. Za duży brzuch, cellulit, zbyt szerokie biodra, za małe piersi. Skupiamy się na tym, co złe, zamiast dostrzec to, co dobre. Nasze małe i często dostrzegalne tylko przez nas mankamenty, maskują nasze zalety: piękny nos, zgrabne nogi czy pełne usta. Pierwszym krokiem do zaakceptowania siebie jest zaprzestanie skupiania się tylko na swoich wadach. Samoakceptacja powinna rozpoczynać się od dostrzeżenia swoich zalet.

Nie twierdzę, że akceptacja siebie powinna oznaczać, wyłącznie bierną aprobatę swojego położenia bez jakichkolwiek zmian. Jak już wspominałem, tylko to zjawisko w połączeniu z ciężką, systematyczną pracą, prowadzącą do oczekiwanych rezultatów może dać zadowalające efekty. To właśnie samoakceptacja pozwala wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i swoje aktualne położenie. Nikt nie jest odpowiedzialny za Twoją nadwagę, tylko Ty sam. Nikt nie jest odpowiedzialny, za Twój wybuchowy charakter, tylko Ty. I właśnie Ty, możesz to zmienić. Nikt inny. Jednak zanim do tego dojdzie, pogódź się z nieznoszącym sprzeciwu faktem:

Taki po prostu jesteś – w tym momencie. Nie oznacza to, że musisz taki być przez całe swoje życie, jeśli Ci to nie odpowiada.

Brak samoakceptacji prowadzi zazwyczaj do pochopnych działań, nastawionych na natychmiastowe efekty. Gdy nie potrafimy znieść swojego wyglądu czy zachowania, chcemy to jak najszybciej zmienić. W rezultacie, zamiast spodziewanych efektów, otrzymujemy frustrację, niezadowolenie i jeszcze mocniej pogłębiającą się niechęć do samych siebie. Gdybyśmy tylko potrafili zatwierdzić siebie takimi, jakimi jesteśmy w danym momencie, nasze działania stałyby się rozważniejsze. Czas osiągnięcia celu straciłby znaczenie. Przestalibyśmy się przejmować, że nasze postępy nie są wcale takie szybkie, jakbyśmy się tego spodziewali, bo przecież akceptujemy siebie. Czujemy się ze sobą dobrze, więc dlaczego mielibyśmy pragnąć natychmiastowych zmian?

Pokochaj siebie! To nie narcyzm. To wielka mądrość.

pokochaj siebie

Samoakceptacja to potężne narzędzie w drodze do lepszych wersji samych siebie. Wcale nie tak łatwe do osiągnięcia i zrealizowania, ale warte poświęcenia swojej uwagi. Jestem pewien, że nie da się osiągnąć tego stanu na zawsze, bez późniejszej walki o odzyskanie go. W każdej chwili naszego życia mogą zdarzyć się sytuacje, które zachwieją naszym postrzeganiem siebie. Jednak tylko dzięki świadomości oraz silnemu samozaparciu, możemy zachować miłość do swojej osoby. Pamiętajmy, że trudno oczekiwać, aby ktokolwiek inny zaakceptował nas, skoro my sami nie potrafimy tego zrobić. To bardzo ważne nie tylko w kontekście działań indywidualnych, ale również relacji z innymi ludźmi. Osoby umiejące pokochać siebie w obecnej postaci, są zwyczajnie szczęśliwsze. Nie frustrują się, gdy myślą o swoim odległym celu. Cieszą się na samą myśl ewentualnej przemiany i drogi, prowadzącej do ich marzeń.

Świadoma akceptacja siebie pozwala spojrzeć na swoją osobę i swoje poczynania, nie tylko przez pryzmat krótkiego wycinka czasu, ale w perspektywie całego swojego życia. Termin realizacji celu przestaje mieć znaczenie. Nagle przestajemy odczuwać wieczną presję, wywieraną przez swoje urojone ambicje oraz oczekiwania. Dostrzegamy, że tak naprawdę nigdzie się nam nie spieszy. Uzmysławiamy sobie, że ciężką i konsekwentną pracą możemy zrealizować swój cel, ale bez nadmiernego i stresującego pośpiechu, bo przecież…

Mamy czas!

Pokochaj siebie i zacznij realizować swoje marzenia jako własne „ja” z teraźniejszości, zamiast marzyć o staniu się kimś sobie nieznanym z przyszłości. Nareszcie świat będzie w stanie zaakceptować Ciebie i Twoje poczynania, bo Ty sam mu to umożliwiłeś.

Wszystko za sprawą samoakceptacji!

#kolejne artykuły