Gdy bodziec zmusza do działania! | worldmaster.pl
#

Dzisiaj wpis całkiem konkretny, bo będzie to opis techniki grywalizacyjnej – Bodziec. Na pewno słyszeliście o behawiorystyce i eksperymentach Pawłowa z psami. Pawłow zapalał lampkę za każdym razem, gdy karmił psy, więc po jakimś czasie wystarczyło już tylko zapalić lampkę, by psy zaczęły się ślinić, gotowe do jedzenia. Cóż, po lekkiej modyfikacji i próbach zastosowania behawiorystyki w grach, znamy technikę Bodźca, która uruchamia pewne zachowania.

(tekst pochodzi z mojej książki „Gamifikacja – 100 sposobów gamifikacji Twojego biznesu”, którą znajdziesz w zestawie z kursem grywalizacji: https://tworzegry.pl/produkt/grywalizacja-kurs-online/)

BJ Fogg ze Stanford Persuasive Technology zaważył, że aby wywołać w ludziach odpowiednią akcję, muszą zadziać się trzy elementy: 1) musimy czegoś chcieć, 2) musimy mieć ku temu zdolność, 3) musi pojawić się Bodziec.

Gdy bodziec zmusza do działania

W grach ten Bodziec jest często wykorzystywany, by przekonać gracza do wykonania czynności, których normalnie możliwe, że by nie wykonał. Przykładem jest śledzenie gry mobilnej na Facebooku. Już od paru lat najlepsze gry mobilne oferują przycisk śledzenia na FB na głównym ekranie gry, ale prawdziwy Bodziec zachęcający do śledzenia na FB powinien pojawić się gdzie indziej. Np. w grze Best
Fiends nie znajdziemy przycisku do śledzenia na social media, dopóki nie wejdziemy do sklepu wewnątrz gry, chcąc dokupić wirtualną walutę, czyli diamenty. Dopiero tam, oprócz standardowych pakietów diamentów, gracz znajduje call to action „Śledź nas na Instagramie, a dostaniesz 5 diamentów”.

Mamy zatem potrzebę i motywację (gracz chce diamentów), mamy zdolność (kliknięcie nic nas nie kosztuje) i mamy daną możliwość, czyli właśnie Bodziec w postaci przycisku.

Chcąc użyć Bodźca w sytuacji biznesowej, należy dobrze rozeznać motywację klienta. Błędem jest np. wciskanie produktów w promocji do każdego zakupu paliwa na stacjach paliw, ale już o wiele lepszym rozwiązaniem jest proponowanie produktów komplementarnych do tego, co już kupujemy, np. jeśli kupujemy piankę do czyszczenia klimatyzacji, to może zainteresuje nas też środek do czyszczenia tapicerki.

A jak można użyć techniki Bodźca w branży… dajmy na to gastronomicznej? Pokazuję to w poniższym filmie na podstawie sieci restauracji Subway

Mundial. Polska odpadła z grupy całkiem niedawno, więc pewnie pamiętacie te dziwne sytuacje, gdy piłkarze po prostu odpuszczali? Tracili siły i motywacje do grania, bo nie wierzyli w wygraną? Cóż, czasem się zdarza prawda? Gdy wiesz, że i tak nie wygrasz, to po co się starać? Podobnie dzieje się w biznesie (np. konkursach biznesowych), czy edukacji (gdzie uczeń traci motywację, bo i tak nie wyciągnie na koniec roku). Na szczęście, jest grywalizacyjne wyjście z takich sytuacji, które sprawia, że ludzie, którzy są w tyle wyścigu nie tracą wiary w siebie. Wręcz przeciwnie, zaczynają jeszcze zacieklej walczyć! Tym rozwiązaniem jest mechanika doganiania.

Gdy wiesz, że i tak nie wygrasz, to po co się starać?Mechanika doganiania

To taki system punktowy, gdzie gracze z ogona stawki, na niższych pozycjach i z gorszą sytuacją, mogą zgarnąć więcej punktów, czy dodatkowe bonusy, jeśli zrobią coś dobrze. Mają wtedy większą szansę na dogonienie tych najlepszych, przez co bardziej się starają. Ci najlepsi z kolei cały czas czują na sobie oddech peletonu i również nie odpuszczają. Mechanika sprawdza się w grach wideo, więc przyjrzyjmy się najpierw przykładowi z tego świata.

Mario Cart to wyścigi gokartów podsycone bonusami, które można zebrać po drodze. Gracze mogą zgarnąć bonusy, np. w postaci pułapki na wroga, czy dopalacza. Te upgrade’y sprawiają, że nieraz bardzo trudno jest dogonić najlepszego. Na szczęście, Mario Cart korzysta z mechanik doganiania i niektóre bonusy, te lepsze, są dostępne tylko jeśli jesteś w tyle wyścigu. Innymi słowy, im bardziej przegrywasz, tym bardziej gra stara Ci się pomóc, byś wygrał. Sprawia to, że gracze nieraz uciekają się do zupełnie innych taktyk wygranej, a ci najgorsi cały czas mają motywację ku temu, by gonić najlepszego. Bo mogą ciągle wygrać.

Wyobraźmy sobie teraz sytuację w szkole. Uczeń zbiera słabe oceny. Nie idzie mu. Nie ma talentu do języka, czy historii. Jest słaby. Gdybyśmy oceniali go tradycyjną metodą, to zdałby na poziomie minimalnym, o ile w ogóle. Zróbmy teraz twist. Co jeśli uczeń, który z testu dostanie słabszą ocenę mógłby „dostać” mały bonus na rozpoczęcie następnego? Eliminacja jednego pytania na kartkówce. Dozwolona ściągawka o określonych rozmiarach, czy wydłużenie czasu pisania? Odpowiednie wykorzystanie tego typu wspomagaczy mogłoby nieraz przywrócić go na dobre tory nauki. Przywróciłoby wiarę w to, że wciąż może wygrać. Pozwoliłoby wskoczyć na wyższy level, gdzie już wspomagaczy nie będzie potrzebował.

Temu właśnie służy mechanika doganiania – budowaniu wiary w siebie i zaangażowania w walkę do samego końca.

Jeśli chcesz poznać więcej technik grywalizacyjnych i samemu nauczyć się wykorzystywać elementy gier w swojej pracy, to zapraszam do skorzystania z mojego kursu grywalizacji online: https://tworzegry.pl/produkt/grywalizacja-kurs-online/

Nieustannym słowem przewijającym się nie tylko w moich tekstach, ale również u innych osób tworzących w jakimkolwiek miejscu w Internecie, jest planowanie.

Plan żywienia, Plan treningowy, Plan działania, Plan życia, Plan… Wszystkiego! Można by rzec, że gdzie tylko nie spojrzymy, czegokolwiek nie obejrzymy lub przeczytamy, zawsze spotkamy tam plan „czegoś”. Dla osób, które są początkującymi w danym temacie lub dopiero rozpoczynają swoją bujną przygodę z określoną dziedziną życia, całe to planowanie może wydać się nic nie warte, mało znaczące i niegodne uwagi.

W pewnym stopniu jestem w stanie zrozumieć takie postępowanie. W końcu sama czynność planowania jest niejako zajęciem biernym. Nie przybliża nas w bezpośredni sposób do celu, a kojarzy nam się zazwyczaj z siedzeniem i nic nierobieniem. Szczególnie w czasach, kiedy zewsząd jesteśmy nawoływani do działania i natychmiastowego przystępowania do realizacji swoich celów, czynność planowania dla stających na starcie drogi do marzeń, wydaje się mało interesująca.

Słuchaj świętego Augustyna!

Błądzenie jest rzeczą ludzką, ale dobrowolne trwanie w błędzie jest rzeczą diabelską. – św. Augustyn

Mam wszelaką nadzieję, że Ty również drogi czytelniku podzielasz zdanie Aureliusza Augustyna z Hippony. Domyślam się więc, że nie chciałbyś świadomie trwać w błędzie i tym samym sabotować własnych działań, prawda? Proszę Cię o Twoje kilka minut życia, o otworzenie swojego chłonnego umysłu na poznanie nowej wiedzy i uśmiech na twarzy! Nic nie przynosi większej radości niż możliwość zdobywania nowych doświadczeń.

Ludzie lubią podążać za „czymś”.

Stosunek do planowania jest iście skrajny i zależy od postrzegających je osób. Dla ludzi doświadczonych, odnoszących sukcesy i świadomych dziedziny, w której działają – planowanie jest niezbędnym narzędziem. Stanowi punkt wyjścia dla wszystkich, późniejszych czynności. Z kolei dla osób zaczynających swoją przygodę z prawdziwym życiem i realizowaniem własnych marzeń, planowanie wydaje się czynnością porównywalną do marnowania czasu. Osoby zachłyśnięte wszędobylskimi tekstami, wzywającymi do nieustannej, ciężkiej pracy i efektywnego wykorzystywania czasu, mogą zbyt łatwo przejść obok projektowania swoich dążeń, nawet na tę czynność, nie spoglądając.

Nie ma znaczenia, z jakiego punktu startujesz, ważne jest, dokąd zmierzasz. – Zig Ziglar

Aby wytłumaczyć pozytywne aspekty, jakie niesie za sobą zjawisko programowania swoich dążeń, należy wyjść od samego początku. Pragnę zwrócić uwagę, że człowiek jest istotą, która lubi za czymś podążać. Nawet jeśli nie robimy tego celowo i nie to jest naszym zamiarem, to gdzieś w głębi naszego umysłu, w części, za którą odpowiada podświadomość, zawsze tego chcemy. Rzeczą ludzką jest mieć w życiu cel, marzenia oraz plan. Czasami może nam się wydawać, że obracamy się w jednym, istnym chaosie. Nierzadko jest to prawda, jednak warto zauważyć, że nawet i w tym ogromnym zamieszaniu, daje się odnaleźć pewną nutkę uporządkowania i namiastkę planu.

planowanie

Nie minąłbym się z prawdą, gdybym rzekł, iż planowanie jest obecne w naszym życiu zawsze. Robimy to w mniej lub bardziej świadomy sposób, ale nasze działania są w pewnym stopniu zhierarchizowane. Nawet tak pospolita czynność, jaką jest wstawanie rano z łóżka, pójście do toalety i umycie zębów, również jest planem. Dość trywialnym, na który nie zwracamy swojej uwagi, ale nadal są to obmyślone wcześniej czynności. Mimo że są wykonywane bezwiednie.

Wyznaczaj cele świadomie!

Problem planowania i bezapelacyjnych zalet takiego działania leży w jego postrzeganiu. Nieświadome projektowania dnia wykonywane bardziej przez naszą podświadomość, aniżeli przez nas samych, raczej nie pozwoli nam odnieść sukcesu. Może nam pomóc w wykonywaniu prostych, codziennych czynności jak wstanie, jedzenie, mycie i sprzątanie. Natomiast nie będzie miało w sobie dość siły wykonawczej, aby pomóc nam zrealizować nasze marzenia.

Dopiero planowanie świadome niesie ze sobą odpowiednią moc i przekaz, umiejący zmienić nasz sposób myślenia, sprawnie uporządkować nasze zadania i pilnować wcześniej obranego kursu ku marzeniom. Wielokrotne uczucie, które towarzyszy każdemu z nas, objawiające się jakże barwnym stwierdzeniem: „Nie mam pojęcia, w co ręce włożyć”, okraszone przeciągłym westchnieniem i smutkiem na twarzy, jest właśnie oznaką braku planu działania. Nie twierdzę, że osób planujących, taka sytuacja nie spotka. Życie jest nieprzewidywalne i nie da się go w całości zaplanować. Jednak podjęcie próby programowania go, może takie sytuacje znacznie zminimalizować.

Odpowiednie planowanie trzyma nas w ryzach i nie pozwala zanadto oddalić się od obranej ścieżki. Przeciwieństwem planowania jest chaos. I choć w mitologii greckiej był on podstawą do stworzenia całego późniejszego świata, to prosiłbym nie sugerować się tymi informacjami. W naszym życiu, z ogarniającego nas chaosu nie może powstać nic dobrego. Będziemy zwyczajnie poruszać się niczym mucha w zamkniętym pojemniku. Bezmyślnie odbijając się od ścian, nie wiedząc, co począć.

Dwie główne zasady dobrego planu.

Zunifikowanie czynności planowania dla ogółu ludzi, jest ciężkie do określenia. Są jednak pewne wytyczne, którymi powinniśmy kierować się w projektowaniu swojej rzeczywistości. Przede wszystkim musimy być ze sobą szczerzy i realnie patrzeć na swoje życie. Tym samym plan będzie w pełni do nas dostosowany. Na nic zda nam się plan, który nie będzie uwzględniał naszych indywidualnych predyspozycji oraz uwarunkowań. Dzięki dostosowanemu do nas planowi, będzie nam o wiele łatwiej poruszać się na drodze do marzeń i skrupulatnie realizować kolejne, czekające nas zadania.

Warto także zadbać, aby plan był perspektywiczny i określony w czasie. Zwiększy to naszą motywację do działania. Nie dość, że będziemy mieli świadomość o upływających godzinach, to dodatkowo poczucie nagrody, czekającej na nas po jego upłynięciu, może skutecznie wzmocnić naszą produktywność. Nie zapominajmy jednak, że i w tym aspekcie można przesadzić. Postawienie sobie zbyt wygórowanych zadań do zrealizowania w zbyt krótkim czasie, oznaczać będzie nie sukces, a frustrację. Dlatego wszystko sprowadza się do podstawowej zasady, o której już pisałem, ale której powtórzenie nikomu nie zaszkodzi – bądźmy ze sobą szczerzy i realnie patrzmy na swoje życie. To są podstawowe zasady dobrego planu, o które zadbać powinien każdy z nas.

Odpowiedni plan dba o psychikę.

Nie wiem, czy ktokolwiek lubi bałagan i nieporządek. Te dwa czynniki, objawiające się w naszym życiu, nigdy nie wróżą nic dobrego. Choćbyśmy byli najlepsi w tym, co robili, ale nie potrafili zaprowadzić porządku w swoich działaniach, to wszyscy – nawet Ci najsłabsi, bez trudu nas wyprzedzą. Dodatkowo bezczelnie, wesoło machając nam dłonią…

Planowanie pozwala zaprowadzić porządek nie tylko w wykonywanych czynnościach, ale także we własnej głowie. To właśnie poczucie kontroli i sprawowania władzy nad swoim życiem, jest silnie związane z planem przez nas stworzonym. W tym czynniku upatrywałbym największych korzyści, wynikających z programowania dnia, czekającej nas pracy czy całego życia. Jak wiadomo, to nasz umysł jest najpotężniejszą bronią w walce o marzenia. Dlatego, jeśli tylko możemy jakkolwiek o niego zadbać, powinniśmy natychmiast to uczynić. A planowanie potrafi zatroszczyć się o niego wprost rewelacyjnie. Znika poczucie bezradności, chaosu i rozdrażnienia. W to miejsce pojawia się harmonia oraz silna motywacja do działania. Wszystko dzięki umiejętnemu zhierarchizowaniu posiadanych wartości, a tym samym – wyznaczeniu odpowiednich priorytetów.

plan

Planowanie a kształtowanie sylwetki.

Korzystając ze środowiska, które dość bacznie obserwuje, posłużę się przykładem. Zastanówmy się, ile razy rozpoczynaliśmy swoją przygodę z kształtowaniem sylwetki. Raz, dwa, a może dziesięć? Zawsze coś nam nie wychodziło, zawsze powstawały jakieś przeszkody i nawet kiedy wydawało nam się, że wszystko jest w porządku to koniec końców… Lądowaliśmy na znajomej części ciała i cofaliśmy się do początku. Po nieudanych próbach samodzielnego działania wielu zaczęło szukać przyczyn swoich niepowodzeń, a inni postanowili skorzystać z pomocy osób doświadczonych – trenerów oraz dietetyków. Nagle to działanie, okazywało się strzałem w dziesiątkę! Być może działa w tym aspekcie również czynnik motywacyjny. Przecież ktoś nas obserwuje i warto byłoby tego nie zepsuć, prawda? Poza tym daje o sobie znać także kwestia finansów. Skoro komuś już płacimy, to szkoda byłoby się nie starać i stracić pieniądze, tak?

A może to wcale nie ma znaczenia? Może to fakt, że otrzymaliśmy konkretny PLAN, spowodował, że w końcu nasze działania dają oczekiwany rezultat? Może to właśnie umiejętne i świadome zaprogramowanie naszych dietetycznych i treningowych działań, daje nam wymarzone efekty? Nagle z błądzącej w gęstej mgle osoby, stajemy się pewnie poruszającą jednostką w znanym sobie świecie. Mamy jasny plan, jasne wytyczne i wiemy, dokąd zmierzamy. Jasno skonkretyzowany cel, działa na nas niczym kuszący wąż w rajskim ogrodzie. W tym jednak wypadku nasza uległość jest działaniem pożądanym, dającym nam spełnienie marzeń.

Odpowiednie i świadome planowanie każdego dnia, daje nam możliwość wykonania większej liczby zadań, niżbyśmy tego nie zrobili. To nie jest czcza gadanina, ale skonkretyzowane fakty. Zauważmy na własnym przykładzie, że kiedy nie wiemy, co robić, to najczęściej… Nie robimy nic. Projektowanie własnego dnia, poprzez choćby wypisanie zadań i celów na nas czekających przez kolejne 24 godziny, pozwala nam nie dochodzić do punktu – „Co powinienem teraz zrobić?”. Gwarantuje, że uczucie satysfakcji z możliwości odhaczania kolejnych, wykonywanych zadań, jest wprost nieziemskie. Kolokwialnie rzecz ujmując – każda kolejna wykonana rzecz z listy do zrobienia, potrafi nas tak nakręcić, że najchętniej  nigdy byśmy nie przestali pracować. W rezultacie z ogromnym wyczekiwaniem spoglądamy na następny dzień i kolejny, nowy plan do zrealizowania.

jak planowanie zbliża nas do marzeń

Plan – Realizacja – Sukces.

Planowanie jest działaniem, które bezapelacyjnie przyczynia się do realizacji marzeń. Pozwala poczuć komfort, zapanować nad życiem i przejąć całkowitą kontrolę nad wykonywanymi czynnościami. Hierarchizuje pod kątem wartości oraz ważności, czekające nas zadania. Dzięki temu możliwe staje się skupienie na tych najważniejszych i najbardziej przybliżających nas do celu. Wyznacza również cele i tworzy szkic drogi niezbędnej do realizacji wielkich marzeń. Planowanie nie pozwala zanadto oddalić się od obranej ścieżki i prowadzi nas za dłoń ku wyznaczonym szczytom. Jest nie tylko naszym przewodnikiem, ale także opiekunem. Zjawiskiem, które my sami tworzymy i wybieramy. Ważne, abyśmy dokonywali tego starannie w sposób jak najbardziej świadomy, bo tylko takie zachowanie spełni swoją wielką funkcję.

Pamiętajmy także, że planowanie wszystkiego, każdej sekundy swojego życia, nawet tej przeznaczonej na relaks i zabawę, rodzi pewne patologie i budzi wątpliwość zdrowych zmysłów danego osobnika. Choć rola planowania w drodze do marzeń jest nieoceniona, to czasami warto popuścić wodzę fantazji i z pełną świadomością zdać się na łaskę losu, i własną, barwną umiejętność improwizacji. W końcu życie jest nieprzewidywalne i próba zaprogramowania go w każdym calu nie jest możliwa. Dlatego czasami zwyczajnie przyjemnie jest popłynąć wraz z jego nurtem i z radością wypisaną na twarzy, oczekiwać gdzie zaniesie nas ciepły prąd rzeki, o nazwie „ŻYCIE”.

Internet to ogromne dobrodziejstwo. Trudno sobie bez niego wyobrazić  życie. Pokochaliśmy go tak bardzo, że zdecydowanie zbyt często zawierzamy mu to, co mamy najcenniejsze – nasze zdrowie. Szukamy w nim odpowiedzi na nękający nas problem i tym samym zupełnie nie świadomie, dajemy pożywkę Im. Internetowym Szamanom.

Nie ma wśród nas osób, które nigdy w swoim życiu nie szukałaby rozwiązania swoich problemów w Internecie. To bardzo popularna praktyka w czasach powszechnego dostępu do prawdziwej masy danych, bez opuszczania domu. Możliwość korzystania z for dyskusyjnych,  blogów czy oglądania filmów stała się źródłem poznania i rozwiązywania nękających trudności, wielu ludzi. Nie bez przyczyny do niemal powszechnie stosowanej mowy, weszło powiedzenie: „Wujek Google wie wszystko”, mające wskazywać jakoby każde rozwiązywanie Twojego problemu znajdowało się w Internecie i stronach tam zawartych.

Uważaj na wznoszący się poziom wody…

Wydawać by się mogło, że to prawdziwe zbawienie móc posiadać dostęp do tak rozległej bazy danych i szukać w niej przyczyn swoich problemów. Wystarczy wpisać nurtujące nas pytanie, odnaleźć właściwą stronę, znaleźć odpowiedź i cieszyć się życiem w pełnym zdrowiu i szczęściu. Idąc tym tokiem myślenia, lekarze, dietetycy, psychologowie i inni specjaliści z jakiejkolwiek dziedziny naszego życia, stają się niepotrzebnymi istotami.

Chciałbym, aby powyższy akapit był tylko zabawną fikcją wykreowaną na potrzeby opowiadania bajek. Niestety w podobny sposób myślą całe rzesze ludzi. To nie tylko przykre zjawisko,wskazujące na nieodpowiedzialność. Jest to przede wszystkim działanie ryzykowne i negatywnie rzutujące na nasze zdrowie.

Powątpiewam, że w przypadku pękniętej rury w Waszym domu, skorzystacie z Internetu i spróbujecie samemu rozwiązać problem. Szczególnie, gdy wydobywająca się woda, zaczyna sięgać waszym kostkom, posuwając się cały czas ku górze. Gdy telewizor odmówi Wam posłuszeństwa, raczej na pewno skorzystacie z pobliskiego serwisu, który rozwiążę Wasz problem, zamiast próbować zrobić to samemu. Zwłaszcza, jeśli za kilka godzin zaczyna się od dawna wyczekiwany nowy odcinek serialu. Dlaczego więc, gdy czujecie się źle, a Wasze ciało wysyła Wam jawne sygnały, że coś jest nie w porządku z Waszym zdrowiem, Wy próbujecie rozwiązać swój problem sami? Nierzadko z pomocą Internetowych Szamanów? Czy nie dostrzegacie fikcyjnej „wody” zalewającej wasze ciało, niczym wydobywającej się z wcześniej wspomnianej, pękniętej rury? Lada moment może zabraknąć Wam tchu, ale jedyne, co robicie to błądzenie po omacku w internetowym gąszczy bzdur, chłamu i informacji wyłudzających od Was pieniądze.

Problem bierze się z naszego działania.

Powszechną praktyką stało się w przypadku odczuwania bólu lub dyskomfortu, oznaczającego szwankujące zdrowie, szukanie informacji i pomocy nie u specjalisty, ale w Internecie. W końcu, po co oddawać się w ręce kogoś z kilkudziesięcioletnią praktyką i pełnym wykształceniem? Równie dobrze, można zawierzyć własne zdrowie inżynierowi czy przypadkowym użytkownikom napotkanego forum. Także szczerzy pasjonaci, którzy choćby chcieli Ci pomóc, nie zdołają tego dokonać z powodu niewystarczającej wiedzy. Pisząc to uśmiecham się do siebie, bo nie da się ukryć, ze brzmi to dość zabawnie, prawda?

Sami wpędzamy się w sidła kłamstwa i prawdziwego szamaństwa, zamiast grzecznie jak na rozsądnego człowieka przystało, udać się do lekarza i podzielić się z nim swoim problemem. Rozumiem, że wielu z was może mieć awersję do ośrodków zdrowia, szpitali i nierzadko słusznie krytykowanej służby zdrowia. Jednak moim zdaniem to nadal lepszy wybór niż ofiarowanie najcenniejszej rzeczy w swoim życiu, wątpliwej jakości osobom przypadkowo napotkanym w Internecie. Nie twierdzę, że lekarze są idealni i nieomylni, jednak uważam, że rozsądnie jest wybierać mniejsze zło. Poza tym rzeczą ludzką jest się mylić. I nawet w przypadku medycyny, gdzie pomyłki powinny być zredukowane niemal do zera, one nadal tam występują. Może paść na nas, a może nie. Ryzyko popełnienia błędu przez lekarza jest nadal nieporównywalnie mniejsze niż skuteczność rady udzielonej nam przez Internetowego Znawcę.

Dbanie o własne zdrowie poprzez wiedzę dla ogółu?

Jestem daleki od twierdzenia, że każda osoba napotkana w Internecie jest zła i niekompetentna. Wręcz przeciwnie! Z wielkim przekonaniem jestem w stanie powiedzieć, że Internet to prawdziwa kopalnia rzetelnej wiedzy podawanej do ogólnej opinii społecznej przez naprawdę świetnych, wykwalifikowanych i rzetelnych ludzi. Są to nierzadko osoby wykształcone, dzielące się swoją przemyślaną i wartościową wiedzą na blogach, mediach społecznościowych i forach dyskusyjnych. Jestem ogromnym zwolennikiem czerpania wiedzy z tego typu źródeł. To prawdziwe dobrodziejstwo dzisiejszych czasów móc pozyskiwać tak specjalistyczną i świetną wiedzę, zupełnie za darmo.

Niemniej jednak wiedza ta jest skierowana dla ogółu. Jej autorzy na pewno wierzą w to, co nam wszystkim przekazują, jednak sugerują się ogółem populacji. Wątpię i nigdy nie spotkałem się, aby ktokolwiek dzielący się swoją wiedzą w Internecie, kierował swoje słowa, do tego jednego, jedynego Pana Kowalskiego. Rozwiewając tym samym jego indywidualne problemy. Dlatego więc nawet pomimo ich najszczerszych chęci, ugruntowanej wiedzy i prawdziwych słów, mających potwierdzenie w nauce oraz w życiu, ślepe podążanie za ich treścią może być błędne. Jakiekolwiek słowa napisane czy wypowiedziane w Internecie przez mniej lub bardziej znane osobistości, nie są dostosowane indywidualnie do naszych potrzeb. Trudno jest tego wymagać, skoro nikt oprócz nas samych, nie zna naszych preferencji, stylu życia, ciała, zdrowia i pozostałego miliona innych zmiennych.

Myśl i wybieraj mądrze.

Bardzo absurdalne jest szukanie informacji w Internecie,mających rzekomo rozwiązać nasze własne problemy. Szczególnie, jeśli nikt tak naprawdę nie zna jakiegokolwiek parametru naszego ciała lub zachowania. Nawet Ci, którzy chcieliby nam pomóc, nigdy nie będą mieć pewności, że ich słowa znajdą zastosowanie w naszym przypadku. Sugerowanie się wiedzą zamieszczaną w Internecie przez dobre źródła, jest działaniem jak najbardziej właściwym. Nie tylko zwiększy to naszą świadomość, mądrość i postrzeganie świata, ale także może pomóc nam rozwikłać nasz problem. „Pomóc”, ale nie „rozwiązać” bez udziału specjalisty.

Nie uważam, że w przypadku nawet najlżejszego kaszlu powinniśmy natychmiast kierować się na Oddział Intensywnej Terapii i wołać o pomoc. Doskonale wiemy, co robić w takich przypadkach i każdy zna domowe sposoby i delikatne środki, które mogą pomóc zwalczyć tę dolegliwość. W tekście tym jest mowa o wszelkich problemach na które nie możemy znaleźć odpowiedzi, a męczą nas do tego stopnia, że uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Niczym przytaczana już w tym tekście woda, wydobywająca się pękniętej rury, której poziom podnosi się niebezpiecznie w górę, zalewając nasze ciało.

Internet i Szamani. Bliski związek.

Na kierowaniu się niewłaściwymi źródłami w Internecie możemy stracić naprawdę wiele.W tym również całe nasze zdrowie. Jest jednak pewna grupa ludzi, która z każdym takim nierozsądnym działaniem zaciera ręce i wznosi je ku niebo. Jej przedstawiciele dziękują sile wyższej za zesłanie na ten świat tak bardzo nieodpowiedzialnych ludzi.

Szamani XXI wieku. Daleko im do wyglądu osób, które piastowały ten tytuł w przeszłości. Nie są obwieszeni dziwacznymi wisiorami podejrzanego pochodzenia, nie palą tytoniu z wielkich fajek i nie wróżą nam z dłoni. Za to z wielką lubością wcielają się w rolę ekspertów. Współpracują z koncernami żerującymi na naszym zdrowiu i portfelu, a sami po godzinach śmieją się w głos,  przeliczając „datki” od wiernych, którzy im zaufali. Celowo odrzucają wiedzę, która mogłaby nie wpisać się w kanon ich sposobu myślenia. Selekcjonują słowa, które przekazują swoim widzom, tak aby jeszcze lepiej mogły im one przysporzyć  większą widownię i większe zyski. Myślę, że nie popełnię błędu, gdy powiem, że większość działań których się podejmują ukierunkowanych jest na zysk materialny, a nie ten w postaci udzielenia pomocy drugiej osobie.

Ocknijmy się i przejrzymy na oczy! W sieci jest całe mnóstwo osób, wygłaszających prawdziwe herezje, godzące w cały, prawdziwy świat nauki. Są to ludzie, którzy pod przebraniem „specjalisty” tak naprawdę są ucieleśnieniem zła, któremu zależy nie na waszym dobru, ale pieniądzach. Stosują podejrzanej jakości techniki, których działanie można porównać do hipnozy i wpływania na naszą podświadomość. Obwieszczają całemu światu swoje niezawodne sposoby, prezentują wyleczonych pacjentów, a przy tym, niby przypadkiem i zupełnie dodatkowo…

Reklamują własne specyfiki, rzekomo pomagające na wszelkie dolegliwości. Wystarczy nam parę słów zachęty, pozytywny komentarz i już sami stajemy się wiernymi wyznawcami Pana Szamana, który z radością przyjmuje nas i nasz portfel pod swoje skrzydła.

Problem ciężki w rozwiązaniu.

Trudno jest zaradzić problemowi nieustannego rozrostu stron, głównie w mediach społecznościowych, które promują często tak skrajne i tak nierealne poglądy. Świadomi prawdziwej wiedzy ludzie, łapią się za głowy i na przemian śmieją się oraz płaczą. Choć to wszystko brzmi jak żart i świetna zabawa, to problem jest istotnie zatrważający. Liczba wyznawców Szamanów z dnia na dzień rośnie. Stają się nie tylko ich pacjentami, ale także zagorzałymi zwolennikami i obrońcami. Wystarczy spojrzeć na zagorzałe i nierzadko niekulturalne dyskusje, które tworzą „wierni wyznawcy”. Doskonale zdaje sobie sprawę, że i tym tekstem narażam się na gniew a także być może klątwę rzuconą przez Szamana i jego podwładnych. Myślę jednak, że jakoś zdołam to unieść na swoich barkach i dalej robić to, w czym czuję się najlepiej.

Tym czymś jest uświadamianie i pobudzanie ludzi do myślenia. Wcale nie do kreowania jednoznacznej prawdy i wskazywania ludziom jedynej drogi do podążania w życiu. W taki sposób działają właśnie owi Szamani. Postulują, że tylko ich poglądy są tymi najwłaściwszymi. Nierzadko są one mocno skrajnie, dlatego swą odmiennością i innością, przyciągają ludzi. Skoro coś jest nowe, inne i odbiega od standardów specjalistów nieustannie powtarzających w kółko to samo, to musi działać! Prawda? Szkoda tylko, że nie potrafimy dostrzec, że słowa wypowiadane przez prawdziwych, rzetelnych ludzi są realne. Nie działają dlatego, że sami nie potrafimy poprawnie zastosować ich w życiu.

Cenna nauka płynie z dobrych źródeł.

Jestem w stanie zrozumieć szukanie potrzebnych informacji na nurtują nas pytania w Internecie i jestem tego wielkim zwolennikiem. Nawet w przypadku, jeśli nasze zdrowie jest w niekorzystnym stanie. Szczególnie długie terminy oczekiwania do lekarza, niejako zmuszają nas do chociażby pozyskania wiedzy na nękający nas problem. Kwestią najważniejszą pozostaje jednak fakt, abyśmy nigdy nie zawierzali całych siebie, swoich pieniędzy i swojego zdrowia podrzędnie wyglądającym osobom w Internecie, które mają mieszana opinie i skrajnie głoszone postulaty. Pragnę zauważyć, że przyciąga nas rewolucyjność słów, które głoszą Szamani. Jednak zastanówmy się, że skoro to, co głoszą jest jedyną, objawioną prawdą, to dlaczego inni, pozostali specjaliści zgodnie twierdzą coś innego? Czy to znaczy, że są głupcami, a nauka i medycyna nagle zmieniła swoje oblicze?

Tylko Szamani potrafią tak dostosowywać wypowiadane komunikaty, aby maksymalnie manipulować oglądającą ich publicznością, a także odnosić z tego maksymalne korzyści. Zupełnie bez jakiegokolwiek poszanowania praw i uczuć drugiego człowieka.

Antidotum na odpowiednie przesiewanie informacji znajdujących się w Internecie nie wynaleziono. Myślę, że każdy z nas powinien znaleźć je w sobie. Poprzez zdrowe podejście, rozsądek i odpowiednie kwestionowanie napotkanej wiedzy można zniwelować i niemalże wykluczyć potencjalną obecność Internetowych Ekspertów, żerujących na naszym portfelu. W sieci jest całe mnóstwo świetnych, wykształconych osób, które dzielą się swoją wiedzą zupełnie za darmo. Uświadamiają oni całe rzesze ludzi jak żyć, jak dbać o zdrowie i sylwetkę oraz wyjaśniają mechanizmy rządzące nami w życiu. To są właśnie te osoby, których powinniśmy słuchać i których słowami powinniśmy się SUGEROWAĆ. Nie ufać ślepo, bo nawet pomimo ich najszczerszych chęci, nie znają oni nas ani naszych indywidualnych uwarunkowań. Dlatego ich potencjalnie dobry komunikat, może nie być dostosowany do naszych potrzeb.

Puk-Puk! Kto tam? Rozsądek!

Pamiętajmy, że Internet a w szczególności media społecznościowe są w zdecydowanej większości zbiorowiskiem kłamliwego i mało znaczącego chłamu, aniżeli faktycznej, przydatnej i rzetelnej wiedzy. W polskim środowisku, niewiele jest stron oraz miejsc, w których można dowiedzieć się dobrze wyselekcjonowanej wiedzy, przedstawionej w sposób życiowy i obiektywny. Niestety choćby w przypadku zdrowego stylu życia, wzrost liczby kont z tejże tematyki w mediach społecznościowych, nie rośnie proporcjonalnie do trafnie przedstawianych informacji.

Wielu zadowala się powtarzaniem tych samych sloganów, które nierzadko nie mają potwierdzenia w nauce ani życiu. Coraz częściej liczą się pieniądze i sława, a nie dobro drugiego człowieka. Bądźmy proszę realistami i zrozummy, że w zdecydowanej większości przypadków, tym miłym Internetowym Ekspertom wcale nie zależy na tym, żeby nasze zdrowie się poprawiało. Ba! Oni cieszą się z tego, że nadal pozostajemy chorzy i potrzebujemy ich pomocy. W końcu tylko w taki sposób ich biznes,może nieustannie napędzać dochody.

Ocknijmy się i otwórzmy oczy. Starajmy się korzystać z pomocy prawdziwych specjalistów. Szukajmy wiedzy w rzetelnych i starannie dobranych źródłach. Unikajmy ludzi głoszących nielogiczne postulaty, których środowisko działania przypomina sektę. Wyzbywajmy się podążania za tym, co rewolucyjne a zacznijmy kierować się tym, co prawdziwe i logiczne. Zadbajmy o swoje zdrowie. Czytajmy, uczmy się, szukajmy informacji, ale także pytajmy, kwestionujmy i nie bójmy się mieć własnego zdania na dany temat.  Poszukujmy za wszelką cenę wiedzy, ale tylko tej rzetelnej. Szukajmy mądrości, której posiadacze nie żerują na naszych portfelach, ale stawiają dobro ludzkie, ponad wszystko inne.

Życie w bezpiecznej bańce szczęścia i wiecznego komfortu jest na pewno miłe i aż nazbyt przyjemne. Byłoby to wielce pożądane zachowanie, gdyby nie jeden, mały szczegół. W ten sposób nie da się żyć, nie mówiąc już o jakimkolwiek dużym sukcesie. Na tej właściwej drodze, nie raz znajdzie się ona – brutalna rzeczywistość.

Teraźniejszość istotnie bywa okrutna. Niejednokrotnie karci nas swą ojcowską ręką, którą sprawuje pieczę nad naszym życiem. Jej okrucieństwo objawia się zazwyczaj w najmniej spodziewanych dla nas momentach. W okresach, w których wydaje nam się, że możemy wszystko, a droga do osiągnięcia celu jest łatwiejsza niż nigdy dotąd. Być może właśnie dlatego jesteśmy przez nią karani. Za zbytnią zuchwałość we własnych poczynaniach i niemalże bezczelność w procesie postrzegania wspinaczki na szczyt.

Szczególnie brutalnym jest nasz pierwszy kontakt ze strofującą nas dłonią rzeczywistości. Pomijając nikłe i delikatne spotkania z nią w dzieciństwie, kiedy to okazało się, że mama jednak nie kupi nam wszystkiego, czego sobie tylko zapragniemy lub koleżanka (przecież nie dziewczyna! „Wszystkie dziewczynki są fuj!”) z piaskownicy nie odda nam swoich zabawek, pierwszy kontakt z czyhająca na nas rzeczywistością, często pojawia się po ukończeniu szkoły średniej.

Październik… Koniec sielanki. Pora na rzeczywistość.

To był istny, gorący czas dla wszystkich tegorocznych maturzystów. Dla jednych maj kojarzy się z pięknie budzącą się do życia naturą. Osobiście zawsze wiąże go ze swoimi urodzinami a każdego roku, tysiące dziewiętnastolatków, najchętniej wyrzuciłoby go z kalendarza. Najczęściej jednak rzeczywistość ukazuje swoją przewrotność w tym aspekcie. Staje się dla nas łagodna niczym potulny baranek. Okazuje się, że nasz ogromny stres i nieprzespane noce, nie znalazły swojego uzasadnienia w teraźniejszości. Dni egzaminów przebiegły sprawnie i bez większych komplikacji. Rzeczywistość po raz kolejny, sprytnie zwiodła tysiące młodych ludzi.

Po otrzymanych wynikach, radościach lub rozczarowaniach, łzach szczęścia lub smutku, nadchodzi okres gorączkowych rozmyślań i ważnych wyborów. Toczenie długich debat i burzliwych rozmów na temat wyboru uczelni z bliskimi i przyjaciółmi, staje się chlebem powszednim w wielu domach. Nieumiejętność zadecydowania spędza nam sen z powiek a od pytań zadawanych na forach czujemy, że jesteśmy bliscy obłędu. W końcu po wielu godzinach przemyśleń podejmujemy decyzje. Wybieramy „tę jedyną, wyjątkową” uczelnię. Oczywiście znajdującą się w innym mieście. Niemal skaczemy z podekscytowania, nie mogąc doczekać się października i spełniania swoich marzeń!

Wolność! Samodzielność! Tak!

wolność

Pakujemy torby ze swoimi rzeczami, mama otrzymuje od nas niemal wymuszonego całusa i już siedzimy w aucie – prawdziwym wehikule mającym nas zanieść w inne, lepsze czasy. Docieramy na miejsce dwa dni przed rozpoczęciem zajęć. Małe mieszkanie w starym bloku. Tata pomaga nam się rozpakować, daje w rękę trochę gotówki, ściska nam dłoń (ach, ta męska twardość!) i wychodzi, zostawiając nas samych, mogących rozkoszować się wolnością i samodzielnością.

Mija dzień, drugi, zaczynamy studiować, poznajemy nowych ludzi i czujemy się świetnie. Jednak po tygodniu, dwóch, a może po miesiącu, w końcu przychodzi spotkanie oko w oko, ze skrywanym do tej pory obliczem rzeczywistości. Wyrasta przed nami niczym niewidzialny blok betonu z kpiąco rozciągniętymi ustami, niemal pytającymi: „Nie spodziewałeś się mnie, prawda?” a my jesteśmy przerażeni, nie wiedząc co czynić i jak się zachować. W końcu to nasze pierwsze spotkanie a obok nie ma mamy ani taty, którzy mogliby nam pomóc. Jesteśmy zdani wyłączni na siebie.

Wolność…  Samodzielność…  Nie…

rozpacz

Czym więc jest owa brutalna rzeczywistość i jak się objawia?

Obrazowo mówiąc jest to punkt, w którym uświadamiamy sobie, że życie nie jest tylko kolorowe, sprawiedliwie i pozbawione wszelkich problemów. Czytając wiele moich tekstów, można odnieść wrażenie, że życie to istna sielanka pełna radości, szczęścia i wiecznego spełnienia. Wydawać by się mogło, że wystarczy czegoś chcieć i uparcie dążyć do celu, aby go osiągnąć. A wesołe i roześmiane ptaszki, zabiorą nas na swoich skrzydłach do wiecznej krainy szczęścia…

Właśnie jakoś tak nie do końca to wszystko wygląda, prawda?

Cóż. Życie nie jest lekkie. Rzeczywistość wielokrotnie zaskakuje nas swoją brutalnością i sprowadza nas na ziemię szybciej, niżbyśmy mogli się tego spodziewać. Najczęściej jej potępiającą dłoń oglądamy w momentach, kiedy wszystko zdaje się toczyć niemal idealnie. Wtedy ni stąd, ni zowąd wyrasta przed nami całe morze problemów, a my zaczynamy zastanawiać się, skąd się to wszystko wzięło.

Młodzi skazani na karcącą dłoń?

Wbrew pozorom, ale to wcale nie tylko młodzi są nią zagrożeni. Może spotkać każdego z nas, w każdym momencie. Przykład młodych ludzi pasuje tutaj idealnie, ponieważ zazwyczaj żyją oni w bezpiecznej bańce bezpieczeństwa, nieskalaną dotykiem prawdziwego świata. Dopiero gdy kończą szkołę średnią, – co dla mnie osobiście oznacza realny, dorosły wiek –  i decydują się na upragnioną wolność, zderzają się ze ścianą o nazwie brutalna rzeczywistość. Mama nie wypierze, nie posprząta i nie ugotuje. Tata nie podwiezie na uczelnie ani z niej nie odbierze. Nagle okazuje się, że nauka przestała być jedynym obowiązkiem. Dochodzi do tego jeszcze dbałość o mieszkanie i nierzadko – chęć zarobienia gotówki. Z dnia na dzień trzeba połączyć naukę z pracą i domowymi obowiązkami.

brutalna rzeczywistość

Raz po raz wyrastają przed nami nowe trudności, a my coraz częściej czujemy się jak na torze przeszkód, w którym ktoś niewątpliwie z nas nieustannie kpi. Zaczynamy tęsknić za dawnym życiem, marzymy, aby do niego powrócić. Rezolutniejsi prędzej czy później nauczą się swojej nowej rzeczywistości, przystosują się do niej, a w końcu zaczną posuwać się naprzód, starając się przewidzieć, gdzie pojawi się następna przeszkoda. To ci, którzy osiągną sukces. Inni, będą nieustannie przygniatani wielką, szorstką dłonią rzeczywistości i wciskani w błoto, razem ze swoimi niezrealizowanymi marzeniami. To ci, których sukces na zawsze pozostanie tylko w ich głowie.

Rzeczywistość jest okrutna, czy to My jesteśmy ślepi?

Pomimo tego, że życie nie jest lekkie, a rzeczywistość w istocie ma swoją brutalną twarz to zauważmy, że czasami to my odpowiadamy za wszelkie niespodziewane trudności. Często nie chcemy zauważać czyhających na nas problemów, czających się gdzieś w mroku przyszłości. Wolimy błędnie przekonywać siebie, że wszystko jest i będzie idealnie, zamiast zacząć dostrzegać świat takim, jakim jest. Im prędzej dostrzeżemy problem i trudność, jakie niesie ze sobą prawdziwe życie, tym lepiej będziemy mogli się do tego przygotowywać. Nie myślenie o problemie, nie spowoduje jego zniknięcia.

Żyjemy w wyimaginowanym świecie, wyidealizowanych ludzi. Błędnie zakładamy, że wszystko nam się należy i wszystko możemy zdobyć. Odnosząc się do przykładu maturzystów – żyjąc w bezpiecznej i komfortowej strefie szkolnej, wydaje im się, że świat poza nią też jest równie kolorowy i jedynym problemem na nich czekającym, jest niezaliczenie egzaminu. Wtedy przychodzi pierwszy kontakt z rzeczywistością i uświadomienie sobie, że życie jednak potrafi być bardziej brutalne niż dotychczasowa „jedynka” z matematyki.

Życie nie jest sielanką. Rzeczywistość nie zawsze jest miła i przyjemna, ale warto walczyć o to, żeby taka była. Swoim nastawieniem, zachowaniem i pracowaniem na swój sukces. Pomimo swej bezwzględności i surowości, życie jest piękne. Ze wszystkimi swymi urokami. Nie każdy musi akceptować taki stan rzeczy, jednak bardzo dobrze radzę to sobie uświadomić i się z tym pogodzić. Bo brutalna rzeczywistość nie dopuszcza do siebie lamentowania i skarg.

To kolejna lekcja, jaką daje nam życie – zadbaj o siebie, bo nikt inny tego za Ciebie nie zrobi. Nawet Twoja mama.

Nikt jeszcze nie znalazł odpowiedzi jak unikać karcącej dłoni życia. Nawet ludzie, którzy już ją spotkali, nieustannie na nią wpadają – czasami każdego dnia. Również ci podziwiani na całym świecie, ciągle lawirują między kłodami, rzucanymi im pod nogami. Czasami się przewrócą, ale zawsze otrzepują kolana i biegną dalej zważając, aby ponownie nie popełnić tego samego błędu. Śmiem twierdzić, że wielcy tego świata cieszą się z możliwości ujrzenia po raz kolejny, drapieżnej dłoni życia. Oni doskonale wiedzą, że upadek, który może ich spotkać, wcale nie jest taki zły, jak wydaje się to pozostałej części społeczeństwa. Rozumieją, że jeden upadek może nauczyć ich więcej, niż przejście tysiąca kroków bez żadnego szwanku.

Im częściej brutalna strona rzeczywistości Cię napotka, tym więcej będziesz o niej wiedział, a to znaczy, że będziesz mógł się lepiej przygotować na jej spotkanie. Nie da się jej uniknąć. Pamiętasz szkolne lekcje? To jest właśnie Twój sprawdzian. Prawdziwy test życia. Radzę Ci się na niego przygotować i nie zapominać materiału. Poprawki może już nie być, bo życie nie zatrzyma się, nie pochyli nad Tobą i nie zapyta, jak się czujesz. Ono zawsze pobiegnie dalej, śmiejąc się w głos. Do Ciebie należy decyzja, czy za nim popędzisz, czy poddasz się, zostając w tyle.

Posłuchaj kolego! Jesteś szczęściarzem!

Jednak nawet zważywszy na niezależność i bezwzględność życia, to jest ono piękne. Choćbyśmy mieli to szczęście sami sobie z niego wyrwać własnymi rękoma, to warto to zrobić. Za wszelką cenę. Nie ważne, czy czasami nas przygniata i przytłacza, czy codzienność wydaje nam się szara. Życie i rzeczywistość jest dokładnie taka, jaką chcemy ją widzieć. I choć brzmię jak wątpliwej jakości kaznodzieja, to proszę zrozummy, że życie jest niesamowicie pięknym darem. Rozjaśnijmy uśmiechem każdy napotkany problem. W każdej przeszkodzie dostrzeżmy promyk słońca i podążajmy za nim, czyniąc z niego nasze poczucie ciepła w trudnych, życiowych chwilach. Nośmy z dumą i radością w sercu brzemię, jakim nas obarcza. Pokażmy życiu, że je doceniamy, kochamy i nie ugniemy się pod jego ciężarem.

rzeczywistość

A ty młody kolego, który tak samo jak ja, masz to niesamowite szczęście życia, pozbawionego obciążającego bagażu – wykorzystaj je! Pomimo zderzenia się z prawdziwą rzeczywistością, nikt nie powinien być bardziej szczęśliwy niż Ty, który właśnie dziś, skończyłeś szkołę lub uczelnię i…

Jesteś wolny, nieobarczony niczym, poza własnymi przekonaniami. Zrozum, że ja i Ty, jesteśmy w najpiękniejszym wieku naszego życia.

Nie mamy żadnych zobowiązań. Dzieci i kredyty są nam zupełnie obce. Nikomu nie przysięgaliśmy wierności. Możemy żyć tak, jak chcemy. Ten czas to chwila na realizacje swoich marzeń. Na rozpoczęcie przedsięwzięcia, o którym zawsze marzyłeś. Zrobienie rzeczy, która do tej pory wydawała się surrealistyczną wizją. Działaj. Zrób teraz albo nie zrobisz tego nigdy. Uwierz, że nigdy później nie będzie to łatwiejsze.

Rzeczywistość i tak dopadnie Cię w swoje krwiste, twarde szpony. Dlatego może lepiej, żebyśmy spotkali ją podczas spełniania swoich marzeń, aniżeli pragnień swoich rodziców, prawda?

#kolejne artykuły