Dzisiaj opowiem Wam o marce Rosalind, której lakiery kupiłam do testów. Zdecydowałam się na 13 kolorów, a także bazę oraz top. Za całość zapłaciłam niecałe 55 złotych ( na promocji z okazji 11.11 ) co wyszło średnio 3,70 pln za jeden lakier. Postawiłam na kilka jasnych odcieni, ale również na zdecydowane i brokatowe, aby porównać je pod względem krycia, trwałości i odcieni. Dodam również, że lakiery przyszły w różnych pojemnościach 10 ml i 7 ml, ale nie zwróciłam na to uwagi przy zamówieniu. Zapraszam na przegląd.
LUSTRO
OŚWIETLENIE
TOALETKA
DODATKI
KRZESŁO
PODSUMOWANIE
Zdobyłeś w końcu swój wymarzony rower? Nie trzymaj go pod łóżkiem w obawie przed złodziejami! Są znacznie lepsze sposoby na zabezpieczenie roweru przed kradzieżą. Jakie? Sprawdź sam:
- Nie ufaj tanim stalowym linkom kupionym w supermarketach. Na sąsiednim regale znajdziesz nożyce, którymi taki sprzęt przetniesz w kilkanaście sekund. Złodzieje o tym wiedzą! Lepszym rozwiązaniem jest zabezpieczenie roweru składane, choć ono również ma swoją piętę achillesową – nity, które łatwo rozdzielić odpowiednim narzędziem. Jeśli chcesz skutecznie zabezpieczyć rower, zainwestuj w porządne zapięcie do roweru typu U – lock o średnicy min. 12 mm, lub specjalne łańcuchy do rowerów. Kupisz je w każdym większym sklepie rowerowym lub w Internecie.
- Zwróć uwagę do czego mocujesz rower! Nawet najlepsze zabezpieczenie nie pomoże, jeśli przywiążesz rower do stojaka, który łatwo zdemontować, czy do drucianego płotu, z którym uporają się każde mocniejsze nożyce. Nie zostawiaj roweru w ciemnych zaułkach, otwartych piwnicach czy innych mało uczęszczanych miejscach – złodziej będzie miał tam sporo czasu, by rozbroić każde, nawet najlepsze zabezpieczenie rowerowe. I pamiętaj, mocowaniem należy objąć i ramę i koło; przypięcie zabezpieczenia wyłącznie do koła to proszenie się o kłopoty.
- Wybierz się na komisariat… zanim stracisz rower. Policja na Twoją prośbę oznaczy rower specjalnym, bezbarwnym markerem, widocznym w świetle lampy UV nawet pod dodatkową warstwą lakieru. Naniesiony w ten sposób numer, pomoże Ci odzyskać rower w przypadku, gdy Policja go odnajdzie.
- Sporządź i zachowaj pełną dokumentację swojego roweru. Zachowaj koniecznie dowód zakupu, spisz pełną specyfikację roweru, zrób zdjęcia – zarówno całego pojazdu, jak i charakterystycznych części, czy znaków szczególnych. W przypadku kradzieży, taka dokumentacja znacznie ułatwi poszukiwania. Będzie również stanowić dowód, że odnaleziony rower faktycznie należy do Ciebie.
- Zainstaluj w dyskretnym miejscu niewielki lokalizator notiOne, najlepiej w kolorze czarnym – podczepiony np. pod siodełkiem na pewno nie będzie się rzucał w oczy. Lokalizator nie uchroni Cię co prawda przed kradzieżą, ale w razie utraty roweru, pomoże Ci go odnaleźć – znacznik na mapie w aplikacji notiOne wskaże, gdzie ostatnio wychwycono sygnał z Twojego roweru. Lokalizatorem notiOne możesz również zabezpieczyć m. in. klucze od domu, dokumenty, czy dziecko. Pod jedno konto aplikacji możesz podpiąć nieograniczoną ilość urządzeń notiOne.
Źródło: https://notione.com/blog/5-sposobow-na-zabezpieczenie-roweru/
…
IV. Kobieta z bliznami
Mój stan psychiczny był tak zły, że doktor podjęła decyzję, żeby wypuścić mnie na jedną dobę do domu. W tym wszystkim był uknuty plan, pomiędzy lekarką a moim mężem.
Nie mogłam nic na siebie ubrać, więc ubrano mnie w dwa prześcieradła. Było mi obojętne jak wyglądam, w głowie miałam jedno – DOM.
Jak wyszłam na zewnątrz poczułam promienie słońca, zapach wiosny, śpiew ptaków i jedna myśl, jadę do domu.
Nagle doceniasz to wszystko, co miałaś wcześniej ale nie zauważałaś. Kiedy promienie słońca otuliły moją twarz, śpiew ptaków, hałas uliczny sprawił tyle radości. Poczułam, że wracam. Wracam do życia, wracam do wszystkich.
Kolejne złudzenie.
Podróż była koszmarna, nie mogłam usiedzieć w samochodzie, wszystko mnie bolało, oczy bolały od światła. Zasnęłam. Obudziłam się pod domem. Widziałam kolegę, przywiózł zaproszenie na ślub. Spuściłam głowę tak nisko jak tylko mogłam. Nie chciałam, żeby mnie zobaczył jak wyglądam.
Popołudniu przyjechała koleżanka, Dorota moja fryzjerka. Coś trzeba było zrobić z włosami. Sama nie dawno wzięła ślub i przywiozła zdjęcia. Rozmawiałyśmy o weselu i oglądałyśmy zdjęcia.
Z włosami za bardzo nie dało nic się zrobić, nadpalone, splątane trzeba było ściąć na jeżyka. Było mi obojętnie jaką będę miała fryzurę, najważniejsze doprowadzić się trzeba było do jakiegoś stanu, wyglądu. Po ostrzyżeniu, umyciu głowy okazało się że mam rude włosy. Przecież przed samym wypadkiem je farbowałam. Pomyślałam, nie jest źle. Chociaż głowa będzie jakoś się prezentować.
Tak, kochani. Podczas tego całego szpitalnego horroru, potrafiłam czasami żartować.
Później przysnęłam. Maż rozmawiałam, ale nie pamiętam dzisiaj z kim. Słyszałam tylko, że przeszczep, musimy ją do jutra podnieść psychiczne, żeby operacja się udała.
Udawałam, że śpię. Chciałam jak najwięcej się dowiedzieć. Jaki przeszczep? Kiedy?
Gdzie? Po co? Dlaczego on wie, wszyscy wiedzą a ja nic nie wiem?
Wpadłam w szał. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Leżałam na dole w salonie. Zaczęłam się dusić, nie mogłam złapać powietrza, łzy zalewały mi twarz. Zaczęłam wymiotować, szlochać, próbować coś mówić. Oni coś do mnie mówili. Podali leki. Zasnęłam.
…
Niedziela. Poranek. Mąż śpi na fotelu. Cisza. Ptaki śpiewają w ogrodzie. Chcę wstać, ale nie mam siły. Nie wiem jak on to robi, ale od razu się obudził i jest obok. Nie może mnie dotknąć, bo każdy dotyk powoduje ból. Głaszcze mnie po głowie, pyta się czy coś podać. Chcę pić. Tylko pić. Nie jestem głodna. Od wypadku prawie nic jem. Schudłam. Dużo schudłam. Na oko z 15 kg będzie. W domu cisza. Dzieci jeszcze śpią. Pomiędzy nami cisza. Wiemy co się za chwilę wydarzy. Do 13:00 mam wrócić do kliniki. To była tylko doba. 24 h w domu. Łącznie z przejazdem. Zaczynam płakać, prosić, gdybym mogła uklękła bym, żeby tylko tam nie wracać. Jak ja go proszę, błagałam, płaczę, próbuję wypowiadać kolejne słowa, żeby tylko mnie nie odwoził. Krzyczę, że już mnie nie kocha, że mnie chce, że chce mnie tam zostawić, tam w klinice. Chcę zostać w domu. Przecież nic mi nie jest. Nie zdaje sobie sprawy, jak krytyczny jest mój stan.
Krzykami, groźbą prosi żebym się pozbierała. Muszę wstać. Wsiąść do tego cholernego samochodu. I znowu te same pytania w głowie: Czy on mnie już nie kocha, że mnie tam odwozi? Czy już mnie nie chce?
Nie wiem gdzie są dzieci. Nie pamiętam kto był jeszcze w domu i kto z nimi został.
Pogoda jest cudowna. Czuję jak słońce przedziera się przez okno samochodu. Parzy mnie, rani w oczy. Proszę, żeby coś z tym zrobił. Stajemy na drodze. Zakłada pieluchy tetrowe na szyby, żeby słońce mnie nie raziło. Jedziemy. Cisza w samochodzie. Co chwile patrzy na mnie, próbuje dotykać, ale moja wściekłość jest tak wielka, że chyba się boi tego.
Dojeżdżamy do Gdańska. Zatrzymuje nas do rutynowej kontroli służba celna.
Wpadam w szał. Chcą zobaczyć czemu szyby w samochodzie są tak osłonięte.
Płaczę po cichu, żeby mnie nie usłyszeli. Mąż coś im mówi, pokazuje. Puszczają nas.
Wyję, wyję z bólu i z tej bezsilności. Jestem bezbronna jak małe dziecko.
Klinika, mój pokój. Łóżko nietknięte. Tak ja je zostawiliśmy wczoraj, tak wszystko wygląda. Zdążyłam się już oswoić z tym miejscem. Zaczynam czuć, że należy do mnie ten pokój. Trzy łóżka nadal puste. Mój stan psychiczny jest tak zły, że nikogo nie kładą do mojego pokoju. Chyba nawet podczas obchodów porannych, mocno zaznaczam, że chcę leżeć sama. Nie chcę nikogo obok, żadnej innej obecności.
…
Poniedziałek. Dzisiaj oficjalnie dowiaduję się o operacji. Przeszczep skóry na klatkę piersiową i szyje. Nie chcę tego słuchać. Nie chcę nic wiedzieć. Jestem okrutna. Nie chcę podpisać zgody na operację. Decyzję razem z lekarzem podejmuje mąż. Zamykam się jeszcze bardziej w sobie.
Nienawidzę wszystkich.
Dlaczego mi to robią? Dlaczego on mi to robi? Czy nie widzi, że ja się boję, że nie mam już siły. Chcę świętego spokoju. Dlaczego sama o sobie nie mogę decydować? Dlaczego inni o mnie decydują? Tak się boję, tak cholernie boję.
Czuje się taka samotna. Czuje się taka wypruta. Niech spierdalają wszyscy. Nie chcę was widzieć.
Wieczorem przychodzi anestezjolog żeby przeprowadzić wywiad. Ogląda gardło i czy dam radę otworzyć buzię. Nic z tego bełkotu lekarskiego nie rozumiem, a może przez wściekłość nic nie chcę rozumieć. Zadaję mnóstwo pytań, jak małe dziecko. Anestezjolog ze spokojem wszystko tłumaczy. Uspokaja mnie. Mówi, że podadzą na noc tabletkę, żebym zasnęła. Wywiad skończony. Płaczę, czuje się taka samotna. Dzwonię do domu. Pytam się czy mnie jeszcze kocha, czy będzie rano przed operacją, czy jak umrę to zaopiekuje się dziećmi. Płaczemy, choć on się stara nie da tego poznać po sobie.
Myślę, czy gdybym umarła to znajdzie sobie inną. Co z dziećmi? Czy da radę je sam wychować? Zastanawiam się czemu zakochał się we mnie. Podobno mężczyźni wybierają kobietę swojego życia na podobieństwo matki, a my się tak cholernie różnimy. A może jemu to się podobało, może go to podniecało że jestem tak cholernie inna. Zawsze twierdził, że najpierw zakochał się w moich oczach.
Znowu dzwonię, chcę tylko usłyszeć jego głos.
Planowanie i wyznaczanie celów jest czynnością nieodzowną. Niestety często źle wszystko rozumiemy. W efekcie tworzymy sobie życie, które wygląda jak piekło. Szczęście gdzieś się ulatnia, a my zamiast cieszyć się z możliwości spełniania marzeń, dostrzegamy wyłącznie same trudności. Kilkukrotnie z naciskiem podkreślałem fakt, iż osoby, które potrafią odpowiednio programować swój dzień, tydzień, a w konsekwencji życie, są zdecydowanie predysponowani do osiągnięcia swoich sukcesów i zrealizowania wytyczonych marzeń. Tym więc tekstem rozwinę ten temat jeszcze głębiej i postaram się przekonać Was, że planowanie jest świetne, ale nie warto poświęcać mu więcej uwagi, niż to jest konieczne. O wiele lepsze jest skupienie się na tym, co ma swoje miejsce tu i teraz.
Życie jest zjawiskiem z jednej strony niesamowicie złożonym, ale z drugiej równie prostym. Tak naprawdę wszyscy dążymy do tego, aby być szczęśliwymi i spełnionymi. Wszystkie pozostałe wartości, zostają gdzieś z tyłu, co nie oznacza, że są one mniej ważne. Jednak to właśnie dążenie do szczęścia jest rzeczą, która nastręcza nam pewne trudności. Mogłoby się wydawać, że nie ma prostszego zadania do wykonania niż uszczęśliwianie siebie, czyli osoby, którą zna się najlepiej. Myślę, że to właśnie poznanie siebie w tak dużym stopniu prowadzi do tego, że ciężko jest nam osiągnąć ten radosny stan i zachować go do końca życia.
Zagłębienie się w istotę tego uczucia, jego pojmowania oraz drogi, jak i przeszkód na niej występującej, mogłoby pochłonąć niejednego z nas. Jak wszystko, co nas dotyczy, jest to pasjonujące zjawisko, którego odpowiednie zaobserwowanie, może dać nam wiele satysfakcji i odpowiedzi na nurtujące pytania. Do czego gorąco zachęcam wszystkich, aby to uczynili we własnym zakresie, w domowym zaciszu podczas, chociażby medytacji lub spaceru!
Co daje odpowiednie wyznaczanie celów?
Programowanie swojego życia i jego poszczególnych etapów, pozwala nam mieć jasny wgląd w to, czego pragniemy i to do czego dążymy. Wprowadza to w nasze życie niejako pewne zhierarchizowanie wykonywanych czynności i idealnie pokazuje nasze priorytety, którymi powinniśmy się zawsze kierować. Ułatwia nam to nie tylko działanie, które dzięki temu okazuje się jaśniejsze (ale nie prostsze, bo stopień jego trudności nie zmienia się), ale także oszczędza nam to niepotrzebnych frustracji i złości, wynikających z parania się nieprzybliżającymi nas do celu zajęciami.
W tym momencie chcę oświadczyć, że nie jestem przeciwnikiem planowania. Idąc o krok dalej, mogę z dwustuprocentową pewnością rzec, że jestem ogromnym zwolennikiem wyznaczania sobie zadań oraz celów, do których uparcie powinniśmy dążyć. W tym czynniku upatruję szansy dla wielu osób, które albo nie wiedzą, od czego powinny zacząć swoje działania, albo czują się sfrustrowane, bo ich wielkie marzenie się do nich nie przybliża. Zresztą… Nie jestem w tym stanowisku odosobniony.
„Mistrzowski plan działania to umowa między osobą, którą jesteś dzisiaj (mając powyżej uszu ciągłych problemów i porażek), a osobą, którą chcesz się stać (zdrową, bogatą, szczęśliwą i mądrą wersją ciebie).” – Micheal Masterson, „Obietnica Sukcesu”
Jak wskazuje autor powyższych słów w swojej książce, plan również może być zły, dlatego tak ważne jest, aby był on odpowiedni i w pełni do nas dopasowany. Myślę, że to właśnie planowanie do pewnego stopnia pozwoliło osiągnąć status tych, którzy są dziś podziwiani na całym świecie. Oczywiście, że na nic zda się nawet najlepsze planowanie bez odpowiedniego działania (natychmiastowego!), ale stworzenie listy zadań i określenie swoich celów, to ten pierwszy krok ku nowej przygodzie. A nie da się ukryć, że to często te pierwsze metry są tymi najtrudniejszymi…
Jednak plany też mają swoje mroczne strony, które wynikają z niewłaściwego zachowania ich właścicieli.
Zauważyłem z autopsji, że wcale nie tak trudno jest, dać się pochłonąć swojej liście marzeń. Te kilka zdań kuszą nas niesamowicie i z łatwością przyciągają nas do siebie. Snujemy wtedy wizje, zatapiamy się w nich coraz bardziej, nasze myśli gdzieś nieustannie błądzą i pomimo tego, że możemy ciężko na sukces pracować, to czujemy, że coś nam nieustannie umyka.
Tym czymś jest życie.
„Carpe Diem” – Horacy
Jak to możliwe, że prawdę, do której tak często nie potrafimy się stosować, odkryto przed tysiącami lat? – Chwytaj dzień – powiedział Horacy i to nie tylko jedno z najpopularniejszych powiedzeń, ale także jedno z najmądrzejszych. Wydawać się może, że nijak ma się ono do naszych dzisiejszych rozważań w ten dzień. Jednak zastanówmy się nad tym troszkę dłużej.
Cele, do których dążymy to najlepsze, co może nas spotkać. Jednak warto sobie uświadomić, że nie można w nich trwać cały czas. Nie chodzi tu o marnowanie czasu lub nierealizowanie zadań. Mam na myśli fakt, niebycia obecnym w danej chwili, snucia wizji na temat „jutra” i „tego, co będzie”, a tym samym – zalewania się wiecznymi problemami i przeszkodami, których nawet nie ujrzeliśmy na oczy. Wszystko dlatego, że znajdują się one tylko w naszej głowie. To jedna z charakterystycznych cech ludzi – nawet tych, którzy nigdy nic w swoim życiu świadomie nie planowali. Sami wymyślamy sobie ewentualne trudności, które nie ujrzały jeszcze światła dziennego. W efekcie boimy się, frustrujemy i po upływie określonego czasu – poddajemy się z kuriozalnego powodu, wynikającego z naszego nieszczęścia i chęci jego odzyskania.
Tak naprawdę szczęście możemy mieć tu i teraz. Możemy także uniknąć (do pewnego stopnia) zniechęcenia, frustracji oraz strachu. Wystarczy przestać skupiać się na tym, co będzie i jak będzie wyglądał nasz cel za miesiąc, dwa lub trzy. Zamiast tego trzeba skupić się na tym, jak wygląda on dziś. W czasie, w którym mamy ogromne szczęście żyć.
Planowanie, a snucie wizji.
Bardzo często nasze cele wydają nam się nierealne do zrealizowania tylko dlatego, że zbyt mocno się nad nimi skupiamy. Wizualizujemy w głowie drogę do ich osiągnięcia, która przedstawia się w samych czarnych barwach. W rzeczywistości nigdy nic takiego nie będzie miało miejsca, ale My i tak boimy się, frustrujemy i przestajemy w siebie wierzyć, co kończy się zwyczajnym odpuszczeniem i niezrealizowanymi marzeniami. Nie twierdzę, że nie możemy skupiać się na zadaniach, które nas czekają!
Być może nie jestem przykładem, z którego chcecie i macie ochotę czerpać wzorce, ale możecie mi zaufać, że nie ma dnia, abym nie przejrzał swoich list, na których znajdują się moje cele dzienne, tygodniowe, roczne oraz pięcio lub siedmioletnie. To nie jest obsesja, ale zwyczajne przypominanie sobie, że to, co robię, powinno prowadzić mnie do tego, co sobie sam świadomie wyznaczyłem.
Pamiętajmy jednak o jednej rzeczy, o której mi także zdarzało się zapominać w przeszłości. Kontroluj swoje zadania, cele czy marzenia, ale nie snuj wiecznych wizji na ich temat. Nie zastanawiaj się, co będzie jutro, za tydzień czy za rok. Czy nadal będzie tak miło i przyjemnie, czy może źle i potwornie? I choć powiedzenie, że nie powinno Cię to interesować, nie jest do końca jasne, to jednak nie powinna być to rzecz, do której powinieneś przykładać całą swoją uwagę. Lubię mówić, że powinniśmy uczyć się na przeszłości, pamiętać o przyszłości, ale żyć przede wszystkim w teraźniejszości. Myślę, że to jest bardzo zdrowe podejście nie tylko w kwestii planowania, ale także całego życia.
Skup się na celu, a nie na wymyślonych trudnościach.
Posługując się przykładem z własnego życia, chcę Wam to lepiej zobrazować. Mam za sobą dość bujną przeszłość dietetyczną, z której nie jestem dumny i zadowolony, ale która wiele mnie nauczyła. Niestety jej skutki odczuwam do dziś. W związku z tym wiele moich działań mających na celu kształtowanie sylwetki było i jest utrudnionych. Niemniej jednak kilkanaście tygodni temu, zacząłem wpadać w sidła nieodpowiedniego stosunku do wyznaczonych celów. Swój odległy sylwetkowy cel, zacząłem traktować w kategoriach nieustannej katorgi, wiecznej męki i innych, wyimaginowanych przeze mnie trudności.
Snułem wizje, w których zastanawiałem się, co będzie za tydzień, dwa lub za miesiąc i jak to wszystko będzie wyglądać. W rezultacie zalewania swoich myśli takimi idiotyzmami, doszedłem do punktu, w którym zdrowe nawyki żywieniowe, stawały się dla mnie śmiesznym żartem po średnio kilku dniach. Można tylko sobie wyobrazić mój poziom frustracji i zwykłego smutku. Jednak potem coś się we mnie przestawiło. I nie myślcie sobie, że wyglądało to jak pstryknięcie palcami, bo zdradzając Wam ciekawą tajemnicę, chcę Wam powiedzieć, że jeśli ktoś twierdzi, że zmienił się diametralnie „od razu” i „w mgnieniu oka”, to jest zwyczajnym kłamcą.
Zacząłem uświadamiać sobie (i nadal to robię), że tak naprawdę to, co nie nazywa się „dziś”, nie powinno interesować mnie bardziej od tego, co jest teraz. „Wczoraj” i „Jutro” podczas planowania i całego życia, zawsze powinno stać za plecami „Dziś”. W rezultacie, od kilku tygodni z powodzeniem stosuję swój plan żywieniowy oraz treningowy, który prowadzi mnie do spełniania moich celów. Zadań, które sobie codziennie przypominam. Marzeń, które sobie sam wyznaczyłem, ale które nie pochłaniają mnie tak bardzo, bo nadal pamiętam o dniu dzisiejszym.
Hemingway wie, co pisał!
„Każdy dzień jest nowym dniem” – Ernest Hemingway, „Stary człowiek i morze”.
Powyższe słowa mawiał Santiago z kultowego hitu Hemingwaya. Starzec – bohater tego opowiadania, był naprawdę pechowym rybakiem, ale mimo to, każdego dnia wypływał na połów z nadzieją, że zrobi to, co chciał osiągnąć. Interesowało go tylko „dziś”. Ten jeden, jedyny połów, tego konkretnego dnia.
Myślę, że tak samo my wszyscy powinniśmy traktować drogę do marzeń, którą świadomie wyznaczyliśmy. Każdy kolejny poranek to nowy dzień. Oznacza to nowe życie, nowe dwadzieścia cztery godziny prowadzące do realizacji celów. Wczoraj to przeszłość. Jutrzejszy to przyszłość. Liczy się tylko to, co jest tu i teraz. To jest teraźniejszość, w której powinniśmy wystarczająco ciężko pracować, aby móc na zakończenie dnia z czystym sercem rzec, że znajdujemy się o jeden dzień bliżej realizacji marzeń. To tylko jeden dzień, który w obliczu tygodni, miesięcy i lat, oznacza zupełnie nowe, lepsze życie.
Liczy się tylko aktualna chwila.
Świadome i właściwe planowanie jest rzeczą, o którą powinien zadbać każdy, kto tylko aspiruje do miana spełnionego człowieka sukcesu. Nie jest tajemnicą, że ta czynność stanowi często punkt wyjścia dla wszelkich zjawisk, które pojawią się w przyszłości, a które będą stanowiły podwaliny pod zrealizowane marzenia. Jednak nawet wyznaczanie celów nastręcza nam pewne trudności, które sami sobie tworzymy. Zupełnie niepotrzebnie zadręczamy się wyimaginowanymi problemami. Skupiamy się na tym, co znajduje się tylko w naszej głowie o lata świetlne od rzeczywistości, zamiast przyłożyć całą swoją uwagę do tego, co dzieje się w chwili obecnej. W efekcie poddajemy się, osnuci lepkimi od strachu mackami przyszłości, która zazwyczaj układa się zupełnie inaczej, niż się tego spodziewaliśmy.
Zamiast tego destrukcyjnego zachowania z całą odpowiedzialnością, pragnę polecić skupienie się na tym, co jest tu i teraz. Na danym dniu. Na tych dwudziestu czterech godzinach, podarowanym nam przez siłę wyższą. Na wykorzystaniu ich najlepiej, jak potrafimy i tym samym – przybliżeniu swoich odległych marzeń do krainy rzeczywistości. To nie tylko zapewni nam większe poczucie komfortu oraz szczęścia, wynikającego z bycia na ścieżce do szczytu istnienia. To także możliwość odczucia życia teraźniejszego, które nigdy więcej nie nadejdzie. Czasu, który przemija bezpowrotnie, a który możemy wykorzystać już teraz. Musimy tylko oderwać się od tego, co było i będzie, a zacząć trwać w tym, co jest.
„Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy”.
Wisława Szymborska, „Nic dwa razy”
Jeden dzień. Od rana do nocy. Tylko tyle się liczy. Nic więcej… Do dzieła!